Rozdział dwunasty "Przybyłem po Nere"


Noc była ciepła i wydawała się spokojna. Z lasu dochodziły pohukiwania sowy i wycie wilków. Znużeni strażnicy Zakonu zaczynali przysypiać w małej budce przed wschodnią bramą. Pochodnie oświetlały drogę do wrót, tak by można było zauważyć, kto się zbliża. Jednak nic nie zapowiadało by jakiś obcy podróżny miał zamiar dostać się do środka.
Strażnik Sart zaskoczony spojrzał na pojawiający się w mroku złoty blask. Nie wiedząc, czemu przypisać swoje obawy, wyszedł ze stróżówki z obnażoną bronią. Wpatrywał się w idącą w jego stronę postać ze lśniącym złotym blaskiem przedmiotem. Rozejrzał się bacznie sprawdzając otoczenie, czy przypadkiem ktoś się nie czai. Jednak posyłając magiczny zwiad nie wyczuł nikogo po za zbliżającym się. Jego spojrzenie ponownie skopiło się na postaci. Budową ciała i sposobem poruszania się wskazywała na mężczyznę.
Szedł dostojnym, władczym, zdecydowanym krokiem. Jego ruchów pozazdrościłby każdy szlachetnie urodzony. Delikatny wiaterek nawiał włosy mężczyźnie na twarz. Wysoki i szczupły, nie wyglądał groźnie. - Przemknęło przez myśl strażnika. Nie umknął uwadze żołnierza trzymany przez przybysza obnażony złoty miecz.
Dzieliło ich kilka metrów, gdy wyciągnął przed siebie rękę i zawołał.
- Stój! Kim jesteś i po co tu przybyłeś? – powiedział wyuczoną formułę. Musiał tego mężczyznę odesłać, gdyby nie miał wystarczającego motywu na wejście. – Ktoś cię napadł, panie?
            Wiatr zawiał w drugą stronę odsłaniając piękną twarz blondyna stojącego parę metrów przed nim. Sart zadrżał widząc uśmiech i pałające złem oczy przybysza. Poznał go.
- Przybyłem po Nerę. – to były ostatnie słowa jakie usłyszał.
Drugi wartownik zbudzony, krzykiem kolegi, zaczął bić i wołać na alarm. Jego głowa z wymalowanym zdziwieniem również potoczyła się pod bramę. Zawiadomieni kusznicy na murze wycelowali swe kusze w blondyna. Rah czarnymi oczami wpatrywał się w nich czekając, na pierwszy wystrzał. Strzelili.
Podniósł miecz, który zadając mu przyjemny, pobudzający ból zalśnił złotem i spalił bełty. Uśmiechnął się kącikami ust, gdy usłyszał bijący na alarm dzwon. Ci, co ośmielili się wcześniej wystrzelić wrzeszczeli teraz z bólu. Metalowa krata bramy, stopiła się, gdy tylko dotknął czubkiem miecza. A druga otwarła się z łoskotem wypadając z zawiasów. Jedne ze skrzydeł bramy spadło na nadbiegającą bojówkę, drugie za to na pusty plac treningowy. Dzwon nadal rozbrzmiewał ogłaszając jego wtargnięcie. Niezatrzymany przekroczył wejście na teren Zakonu Przymierza.
Ponownie się zatrzymał, powiódł spojrzeniem po zabudowaniach. Znajdując swój cel spokojnym krokiem skierował się do głównego budynku. Dostrzegł wybiegającą, z lewej strony bojówkę składającą się z czterech mężczyzn w niekompletnych zbrojach. Nie zwrócił na nich uwagi, dopóki nie byli na tyle blisko by zaatakować.
Uchylił się przed mieczem odwracając się w stronę atakującego, przecinając go na pół. Jednocześnie blokując kolejny atak z drugiego boku. Kopnął tego, którego zablokował i w porę odskoczył przed ciosem trzeciego mężczyzny. Wykonując obrót znalazł się na tyle blisko by zadać mu śmiertelne pchnięcie prosto w serce. Nawet nie odwracając się by spojrzeć na ofiarę rozpłatał brzuch kolejnego napastnika. Obcinając ucho idącego koledze z pomocą odciął głowę. Wojownik wydał siebie tylko dławiący jęk. Posuwał się nadal do przodu z nadzianą głową puszczając nią w wejście do budynku głównego. Otwierając w ten sposób kolejne przejście. Słysząc za plecami świst cięciwy uchylił lekko głowę by strzała przeleciała obok policzka. Zaczynając się wspinać złapał w locie kolejną.
- Zatrzymaj się! – rozkazał głos młodej kobiety za nim. Nieśpiesznie spojrzał w stronę błękitnowłosej dziewczyny z łukiem. – Nie masz prawa tu przebywać. – powiedziała napinając łuk. – Poddaj się, a nic ci nie będzie. Jeśli będziesz stawiał opór… Zabiję cię.
            Rah odwrócił się w stronę dziewczyny i uśmiechnął się kącikami ust.
- Naiwna za dużo mówisz. – mruknął patrząc dziewczynie prosto w oczy. – Jesteś pewna, że potrafisz mnie zabić?
            Błękitnowłosa wystrzeliła płonącą strzałę mknącą w kierunku napastnika. Blondyn wyciągnął dłoń przed siebie. Strzała odbiła się od niewidzialnej tarczy i ugodziła dziewczynę w gardło nim ta zdążyła się ruszyć.
- To niemożliwe… na bogów - wycharczała padając na ziemię martwa. Blondyn odwrócił się i ruszył dalej.
            W holu czekała na niego już kolejna bojówka. A na schodach i balkonie stali Siostry i Bracia przygotowani do walki.
- Tylko tylu? – uśmiechnął się widząc komitet powitalny. – od kogo by tu zacząć? – powiódł mieczem po otaczających go ludziach. Trochę dłużej zatrzymał się na jednej osobie stojącej na balkonie. – Może ty chcesz? – zwrócił się do starszego, który złożył dłonie do modlitwy. – Nie? Poczekaj, kto mi odda Nerę, przeżyje.

            Z wysiłkiem otworzyła oczy, gdy się rozległ trzask tłuczonego szkła. Nie wyraźny złoty blask pojawił się w szarym otworze jej więzienia. Ból odbierał jej zdolność myślenia. Nie była w stanie dostrzec osoby, która weszła do celi.
- Nie będę krzyczała. – wychrypiała cicho zamykając oczy. Kroki osoby, która podchodziła były zdecydowane, twardo stąpające, jak osoby szlachetnie urodzonej. To nie był chód Potwora, poznała go. Ale czy to możliwe, że to on? – Nie, to na pewno moja wyobraźnia. Przecież nie zjawiłby się tu dla mnie. – Przemknęło przez myśl dziewczynie. Zmusiła ciężkie powieki do otwarcia się. Spróbowała coś wykrztusić.
- Nieźle zabawili się z tobą. – stwierdził Rah przyglądając się wiszącym zwłokom. Nie potrafił tego nazwać żywym, a zwłaszcza kobietą. Westchnął z tęsknotą, uwielbiał takie zabawy. Torturowanie ludzi, sprawianie by wrzeszczeli z bólu i strachu. To było coś wspaniałego. Już niedługo złote dni panowania Adanosa powrócą, a wraz z nimi jego ulubiona zabawa. Jęk wydobywający się z ust czerwonowłosej, sprawił, że wrócił do rzeczywistości. Musiał, w tej chwili ją uratować. W końcu sam Adanos wybrał tą idiotkę na kapłankę jego bogini. Z niesmakiem pokręcił głową i przeciął łańcuch, na, którym wisiała. Złapał opadające ciało i oparł je o ścianę. – Ciężko mi będzie wyjść z tymi zwłokami. Nawet mi nie chce się ich targać. – Pomyślał przyglądając się nieprzytomnej dziewczynie. – Uleczę cię na tyle byś dała radę chodzić. To będzie bolało. – powiedział wysyłając impuls magii, która rozproszyła się po ciele czerwonowłosej.
            Złapała głęboki oddech i wrzasnęła głośno czując przeszywający ból. Znosiła go już tyle razy. To był ten sam, co Miecza Cierpienia, ale o wiele większym natężeniu. Zacisnęła powieki i usta starając się już więcej nie krzyczeć. Była pewna, że słyszała Rah, ale równie dobrze to mógł być Reron. Udawał już jej siostrę, gdy była na wpół przytomna. Teraz też mógł zastosować tą przebiegłą sztuczkę. Ale ta magia była nie do podrobienia, wyuczyła się go na pamięć. Taki sam ból zadał jej, Rah, gdy była w niewoli u Vigo. Ból ustał tak samo niespodziewanie jak magia odpłynęła z jej ciała. Podniosła powieki i spojrzała w nietypowe oczy blondyna. Były tak ciemne, że prawie nie było widać w nich różnicy koloru.
- Rah? – Zapytała zaskoczona patrząc na mężczyznę. Serce zatłukło jej szybciej w klatce piersiowej na widok jego przystojnej twarzy. – Co… co ty tu robisz?
- Przez ciebie i tak zmarnowałem dużo czasu. Wyjaśnię później. Już tu są. – Powiedział bezuczuciowo, prostując się. – Powinnaś teraz dać radę się poruszać. – Stój blisko mnie. Na tyle by walczyć nie jesteś wyleczona.
            Nera kiwnęła głową i podniosła się chwiejąc. Zaskoczona spojrzała na swoje ciało. Była pokaleczona, siniaki były zielonkawe, a kości, które połamał szatyn całe. Chciała spytać jak to zrobił, ale powstrzymała się widząc, że blondyn ruszył. Podeszła bliżej i złapała go za koszulę, na której w złotym blasku miecza dostrzegła plamy krwi.
            Blondyn spojrzał na nią prawie czarnymi oczami, sprawiając, że skóra zaczęła ją piec. Zagryzła dolną wargę krzywiąc się. Puściła jego koszulę i wyciągnęła sztylet o zygzakowatym ostrzu z pochwy przy pasie mężczyzny. Zerknęła na niego, a on ruszył w stronę wyjścia. Dotrzymanie kroku Rah było nie lada wyzwaniem dla Nery. Zmęczone i obolałe ciało protestowało z każdym krokiem.
            Szybkie kroki i krzyki wojowników sprawiły, że spojrzała przez ramię blondyna. Na schodach pojawił się pierwszy wojownik z bojówki, a za nim na korytarz wypadli kolejni. Rah zatrzymał ją dłonią i nieśpiesznym krokiem ruszył w stronę sześciu niebezpiecznych mężczyzn. Otworzyła szeroko oczy w szoku i nim zdążyła mrugnąć cała bojówka była martwa. Zatrzymał się u podnóża schodów i spojrzał w jej kierunku. Zaciskała dłoń kurczowo na rękojeści sztyletu. Nie dorównywał niczym dla Miecza Cierpienia dzierżonego przez blondyna. Nawet ona nie potrafiła tak się nim posługiwać.
- Rusz się. – ponaglił ją zaczynając się wspinać po schodach. Pobiegła za nim, poślizgnęła się na krwi spływającej po schodach. Złapała się ściany zachowując równowagę, zaraz cofnęła się, gdy pojawiła się na schodach kolejna bojówka. – Żałosne. – usłyszała prychnięcie Rah. Przeszedł ją dreszcz, gdy magia wypłynęła z miecza. Poruszył tylko ręką, a obok niej poleciała ścięta głowa. Położył kolejną szóstkę doświadczonych wojowników w pojedynkę. Ten mężczyzna nie był człowiekiem, był zabójcą. Dotarło do niej to dopiero, gdy dotarła do holu. Cały był zasłany martwymi zakonnikami o wysokich rangach. Nigdy nie widziała takiej rzezi. Wielu jeszcze stało na schodach z przerażeniem wpatrując się w Rah, który nieśpiesznie rozejrzał się po obecnych.
- Czy… czy to uczynił on w pojedynkę? – spojrzała na plecy blondyna, którym strząsną wstrząs. Nie miała pojęcia, co się z nim dzieje dopóki nie wybuchł śmiechem. Niepewna postąpiła krok do tyłu.
- Idziemy. – powiedział zimno, jakby przed chwilą się nie śmiał. Nie czekając na nią ruszył do wyjścia. Młodzi zakonnicy uciekali, by nie znaleźć się w pobliżu jego. – Rusz się. – spojrzenie jakim ją obdarzył sprawiło bolesne mrowienie, a oczy blondyna były zupełnie czarne. Chwiejnym krokiem ruszyła za nim patrząc na innych zakonników.
            W wejściu stanął niebieskowłosy chłopak. Szatę miał koloru czerwonego, był na szóstym stopniu wtajemniczenia. Był wysokim dobrze zbudowany, zza pleców wyciągnął dwuręczny miecz. Oczy Brata pałały chęcią zemsty.
- Zabiłeś moją siostrę. – warknął rozgoryczony. – była tylko nowicjuszką! Zapłacisz za to! Zabiję cię.
            Rah przekrzywił głowę uśmiechając się kącikami ust. Podniósł miecz i oparł o swoje ramię. Nera zatrzymała się w pół kroku.
- Ta determinacja. Dawno jej nie widziałem. Jesteś pewny, że uda ci się mnie zranić? – zapytał rozbawiony taksując wzrokiem przeciwnika. – Pozwolę ci mnie zaatakować. Jeśli to zrobisz zginiesz od trzeciego ciosu. Zemsta nie kieruje się rozsądkiem, czyż nie?
- Han przestań! To potwór! – usłyszała czyjś piskliwy krzyk z balkonów. Chłopak nie słuchając zaatakował.
- Pierwszy. – zaczął wyliczać Rah blokując atak niebieskowłosego. Złoty miecz zalśnił jaśniej i odepchnął chłopaka od siebie. – drugi. – złowrogi uśmiech zagościł na ustach blondyna, gdy odciął dłonie przeciwnika. Nim zdołał krzyknąć, odciął mu głowę, która poturlała się w stronę Nery. – trzeci. – odwrócił się w jej stronę i spojrzał na stojących na schodach. – Pewnie domyślacie się kim jestem. – stwierdził, a jego spojrzenie zatrzymało się na dziewczynie, która wcześniej krzyknęła. – Pokonałem tylu w imię mego Boga Adanosa. Przysięgnijcie wierność i posłuszeństwo jedynemu prawdziwemu bogowi i jego bogini Verze. Ci z tych, co to uczynią przeżyją. Kapłanka bogini opuści ze mną te splugawione miejsce. I to co zapowiedziała Radzie spełni się, już niedługo. Sami zdecydujcie. – spojrzał na Nerę. Oczy blondyna pojaśniały ukazując ich oryginalny kolor. Widząc przerażenie czerwonowłosej uśmiechnął się. - Czy będzie odpowiednia na kapłankę? Jaki masz cel mój boże? – zastanowił się.
            Przełknęła ślinę, była przerażona tym, co zrobił w imię boga Adanosa. Widziała jak kilkoro nowicjuszy uklękli w miejscu, w którym stali.
- Rusz się. – usłyszała głos Rah i niepewnie ruszyła za blondynem. Nie miała pojęcia jak ma się zachować. Wielkimi oczami oglądała zniszczoną bramę i martwe bojówki na placu. Nim się zorientowała zatrzymała się nad ciałem młodej dziewczyny z łukiem. Rozpoznała ją Hania, najlepsza łuczniczka ze wszystkich w zakonie. Zginęła od swojej strzały, jak to było możliwe. Czy to także było dziełem Rah w imię boga? Spojrzała na niego, stał przy bramie ze skrzyżowanymi ramionami. Bełt z kuszy przeleciał obok niej i wbił się w ciało martwej. Odskoczyła unikając kolejnego bełta. Spojrzała w górę, stał na dachu i mierzył do niej. zacisnęła dłoń na rękojeści noża, zamachnęła się i rzuciła jednocześnie odskakując od kolejnego ataku. Trafiła kusznika między oczu. Złapała oddech z trudem, była wyczerpana nie dała rady podnieść już ręki.
- Może jeszcze zrobię z ciebie kapłankę. – usłyszała za sobą głos Rah, odwróciła się i spojrzała na niego. Kąciki jego ust nieznacznie się uniosły na chwilę, przekroczył zrujnowaną bramę wychodząc z Zakonu Przymierza.

- Czekaj! – krzyknęła resztką sił podbiegając do niego i zrównując się. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz