Biała koronkowa koszula
sięgała do kostek dziewczyny. Wpatrywała się w mroki za oknem. Nie miała
pojęcia skąd się wziął u niej tak nostalgiczny nastrój. Nera jej przyjaciółka
tkwi w Zakonie, Vera, choć widzi jak się jej usta poruszają nie słyszy, co
mówi. Sam Adanos był niedopisania. Tak zniewalająco piękny, ale czuła strach.
Zwłaszcza po tym, co widziała w wioskach. Strach, że się rozgniewa na nią i
spojrzy tymi demonicznymi oczami by ją zniszczyć. Sam Vigo opuścił ją, gdy dotarli
do pałacu. Czuła się strasznie samotna, nawet służba z przerażeniem patrzyła na
nią, gdy się do nich odezwała.
Nocny wiatr wkradł się przez
otwarte okno i rozwiał różowe włosy Hery odsłaniając zapłakaną twarz. Rozległo
się ciche pukanie do drzwi, nie poświęciła nawet spojrzenia by wiedzieć, kto to
był. Do komnaty wszedł Vigo od razu zauważył postać Hery stojącej przy oknie. W
długiej białej koszuli z bladą cerą wyglądała jak zjawa - jego piękna zjawa.
Serce mu się radowało, gdy uświadamiał sobie, że ona tu jest i należy do niego.
Choć się zgodziła być z nim, nie spędził z nią nocy. Wiedział, że uczucie do
Rerona tak szybko nie zniknie z jej serca. Postanowił poczekać, aż sama go
zaprosi. Był bardzo cierpliwy, czekał już tyle poczeka jeszcze chwilę.
Rozejrzał się po komnacie. Łoże z
baldachimem stało niedaleko okna, przy którym stała dziewczyna. Pościel nie
była nawet naruszona. Obrazy na ścianach przedstawiały piękne pejzaże gór i
lasów, które za młodu lubił malować. Wiatr ze świstem wdarł się do pokoju,
rozwiewając włosy Hery, cała drżała.
- Nie śpisz? - zapytał podchodząc do okna. – Co cię trapi? –
objął różowowłosą ramieniem.
- Vigo… czy Nera zginie, jeśli nie uwierzy w Adanosa? –
zapytała opierając głowę o ramię lorda.
- Choć bardzo bym tego nie chciał, to tak. – odparł ponuro.
– Połóż się musisz być zmęczona po tym, co przeszłaś przez ostatnie dni.
- Nie potrafię zasnąć wiedząc, że moja przyjaciółka umrze za
swoją wiarę. – potrząsnęła głową. – To ona mi pomogła uciec, gdy mnie
niesłusznie oskarżono. Nie mogę pozwolić by zginęła…
- Hero. – Vigo złapał jej twarz w dłonie i zmusiłby na niego
spojrzała. Kobieta, którą kochał, od kiedy zobaczył pierwszy raz, zawsze silna
teraz była zalana łzami. Wydawała się taka drobna i krucha. – Znam Nerę trochę dłużej
jak ty. Jest dla mnie jak siostra… Błagam nie płacz to do ciebie niepodobne. –
otarł łzy z bladych policzków dziewczyny. – Adanos ma pewne plany wobec Nery.
Nie obawiaj się, gdy tylko ujrzy ciebie i Verę uwierzy w dobroć Boga.
- Trudno mi w to uwierzyć… Nera potrafi być tak głupio
uparta…
- To wasza wspólna cecha. – leciutko się uśmiechnął i musnął
ustami czoło Hery. – Nera bardziej jak ty wierzy w ludzką dobroć. Jest bardziej
łatwowierna z łatwością ją przekonamy do wiary w Adanosa. Proszę połóż się. Nie
będę ci już przeszkadzał. – musnął ponownie czoło Hery i puszczając ją
skierował się do drzwi.
- Vigo! – zawołała za czerwonowłosym, który się odwrócił w
jej stronę. – gdzie idziesz?
- Muszę wydać rozkazy generałom. W południe wyruszamy podbić
Jostem. – odparł.
- Czy będę mogła wyruszyć z tobą walczyć?
- Nie pozwolę ci walczyć. – odpowiedział wychodząc z
komnaty. – wiem, że jesteś wojowniczką. Ale nie mogę cię stracić teraz, gdy w
końcu jesteś. – dokończył w myślach kierując się do gabinetu.
W pokoju,
gdy wszedł nikogo nie było prócz blondyna.
- Rah? – zdziwiony patrzył na obserwującego płomienie
blondyna.
- Mam zadanie od Adanosa. – mruknął niezadowolony arcykapłan
jak zawsze z kamiennym wyrazem twarzy.
- Rozumiem. – odparł Vigo podchodząc do biurka wykonanego z
drzewa różanego. Wziął z niego kilka kartek z raportami o stanie wojsk.
- Przed wyjazdem Adanos nakazał mi powiadomić cię, że Hera
ma z tobą wyruszyć.
Vigo
zacisnął dłonie na trzymanych kartkach i spojrzał dla Rah w oczy. To się
czerwonowłosemu nie podobało.
- Dlaczego? – wykrztusił z siebie. – Nie mogę jej teraz
stracić.
- Nie stracisz. – stwierdził Rah kierując się w stronę drzwi.
- Jeśli mogę zapytać… Jakie zadanie dostałeś od Adanosa?
- Mam uwolnić pewną głupią istotę z Zakonu. – odpowiedział
pozostawiając zaskoczonego tą wiadomością Lorda. Vigo przytrzymał się biurka i
wpatrywał się w zamknięte drzwi.
- Czy chodziło o Nerę? – przemknęła myśl przez głowę
czerwonowłosego. Dłużej się nie zastanawiając spojrzał ponownie w kartki. Nie
mógł sobie pozwolić na pomyłkę i przegranie tej bitwy.
Jostem to
duże miasto z murem obronnym i świetnie wyszkolonymi strażnikami. Dochodzili do
tego członkowie Zakonu Przymierza. Bardzo dobrze wiedział, że będzie ciężko
podbić miasto. Równie ciężko będzie z Zakonem…
- Jak on chce dostać się do Zakonu? – wyrwało się pytanie
czerwonowłosemu w pustym gabinecie.
Zakon nie posiadał żadnych
podziemnych przejść i był nie do sforsowania z setką dobrze wyszkolonych ludzi,
a co mówić w pojedynkę. Po za tym, gdy tylko go zobaczą, zaraz rozdzwoni się
alarm i zlecą się wszyscy zakonnicy. Rah w pojedynkę nie ma szans na uwolnienie
nawet myszy z Zakonu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz