Rozdział jedenasty "Melancholia Hery"


Biała koronkowa koszula sięgała do kostek dziewczyny. Wpatrywała się w mroki za oknem. Nie miała pojęcia skąd się wziął u niej tak nostalgiczny nastrój. Nera jej przyjaciółka tkwi w Zakonie, Vera, choć widzi jak się jej usta poruszają nie słyszy, co mówi. Sam Adanos był niedopisania. Tak zniewalająco piękny, ale czuła strach. Zwłaszcza po tym, co widziała w wioskach. Strach, że się rozgniewa na nią i spojrzy tymi demonicznymi oczami by ją zniszczyć. Sam Vigo opuścił ją, gdy dotarli do pałacu. Czuła się strasznie samotna, nawet służba z przerażeniem patrzyła na nią, gdy się do nich odezwała.
Nocny wiatr wkradł się przez otwarte okno i rozwiał różowe włosy Hery odsłaniając zapłakaną twarz. Rozległo się ciche pukanie do drzwi, nie poświęciła nawet spojrzenia by wiedzieć, kto to był. Do komnaty wszedł Vigo od razu zauważył postać Hery stojącej przy oknie. W długiej białej koszuli z bladą cerą wyglądała jak zjawa - jego piękna zjawa. Serce mu się radowało, gdy uświadamiał sobie, że ona tu jest i należy do niego. Choć się zgodziła być z nim, nie spędził z nią nocy. Wiedział, że uczucie do Rerona tak szybko nie zniknie z jej serca. Postanowił poczekać, aż sama go zaprosi. Był bardzo cierpliwy, czekał już tyle poczeka jeszcze chwilę.
Rozejrzał się po komnacie. Łoże z baldachimem stało niedaleko okna, przy którym stała dziewczyna. Pościel nie była nawet naruszona. Obrazy na ścianach przedstawiały piękne pejzaże gór i lasów, które za młodu lubił malować. Wiatr ze świstem wdarł się do pokoju, rozwiewając włosy Hery, cała drżała.
- Nie śpisz? - zapytał podchodząc do okna. – Co cię trapi? – objął różowowłosą ramieniem.
- Vigo… czy Nera zginie, jeśli nie uwierzy w Adanosa? – zapytała opierając głowę o ramię lorda.
- Choć bardzo bym tego nie chciał, to tak. – odparł ponuro. – Połóż się musisz być zmęczona po tym, co przeszłaś przez ostatnie dni.
- Nie potrafię zasnąć wiedząc, że moja przyjaciółka umrze za swoją wiarę. – potrząsnęła głową. – To ona mi pomogła uciec, gdy mnie niesłusznie oskarżono. Nie mogę pozwolić by zginęła…
- Hero. – Vigo złapał jej twarz w dłonie i zmusiłby na niego spojrzała. Kobieta, którą kochał, od kiedy zobaczył pierwszy raz, zawsze silna teraz była zalana łzami. Wydawała się taka drobna i krucha. – Znam Nerę trochę dłużej jak ty. Jest dla mnie jak siostra… Błagam nie płacz to do ciebie niepodobne. – otarł łzy z bladych policzków dziewczyny. – Adanos ma pewne plany wobec Nery. Nie obawiaj się, gdy tylko ujrzy ciebie i Verę uwierzy w dobroć Boga.
- Trudno mi w to uwierzyć… Nera potrafi być tak głupio uparta…
- To wasza wspólna cecha. – leciutko się uśmiechnął i musnął ustami czoło Hery. – Nera bardziej jak ty wierzy w ludzką dobroć. Jest bardziej łatwowierna z łatwością ją przekonamy do wiary w Adanosa. Proszę połóż się. Nie będę ci już przeszkadzał. – musnął ponownie czoło Hery i puszczając ją skierował się do drzwi.
- Vigo! – zawołała za czerwonowłosym, który się odwrócił w jej stronę. – gdzie idziesz?
- Muszę wydać rozkazy generałom. W południe wyruszamy podbić Jostem. – odparł.
- Czy będę mogła wyruszyć z tobą walczyć?
- Nie pozwolę ci walczyć. – odpowiedział wychodząc z komnaty. – wiem, że jesteś wojowniczką. Ale nie mogę cię stracić teraz, gdy w końcu jesteś. – dokończył w myślach kierując się do gabinetu.
            W pokoju, gdy wszedł nikogo nie było prócz blondyna.
- Rah? – zdziwiony patrzył na obserwującego płomienie blondyna.
- Mam zadanie od Adanosa. – mruknął niezadowolony arcykapłan jak zawsze z kamiennym wyrazem twarzy.
- Rozumiem. – odparł Vigo podchodząc do biurka wykonanego z drzewa różanego. Wziął z niego kilka kartek z raportami o stanie wojsk.
- Przed wyjazdem Adanos nakazał mi powiadomić cię, że Hera ma z tobą wyruszyć.
            Vigo zacisnął dłonie na trzymanych kartkach i spojrzał dla Rah w oczy. To się czerwonowłosemu nie podobało.
- Dlaczego? – wykrztusił z siebie. – Nie mogę jej teraz stracić.
- Nie stracisz. – stwierdził Rah kierując się w stronę drzwi.
- Jeśli mogę zapytać… Jakie zadanie dostałeś od Adanosa?
- Mam uwolnić pewną głupią istotę z Zakonu. – odpowiedział pozostawiając zaskoczonego tą wiadomością Lorda. Vigo przytrzymał się biurka i wpatrywał się w zamknięte drzwi.
- Czy chodziło o Nerę? – przemknęła myśl przez głowę czerwonowłosego. Dłużej się nie zastanawiając spojrzał ponownie w kartki. Nie mógł sobie pozwolić na pomyłkę i przegranie tej bitwy.
            Jostem to duże miasto z murem obronnym i świetnie wyszkolonymi strażnikami. Dochodzili do tego członkowie Zakonu Przymierza. Bardzo dobrze wiedział, że będzie ciężko podbić miasto. Równie ciężko będzie z Zakonem…
- Jak on chce dostać się do Zakonu? – wyrwało się pytanie czerwonowłosemu w pustym gabinecie.
Zakon nie posiadał żadnych podziemnych przejść i był nie do sforsowania z setką dobrze wyszkolonych ludzi, a co mówić w pojedynkę. Po za tym, gdy tylko go zobaczą, zaraz rozdzwoni się alarm i zlecą się wszyscy zakonnicy. Rah w pojedynkę nie ma szans na uwolnienie nawet myszy z Zakonu…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz