- Dlaczego mnie uratowałeś? – zadała pytanie starając się
dorównać kroku Rah. Kierowali się w stronę miasta. Oddalili się już od Zakonu,
niedługo dotrą do slumsów Jostem.
Do tej pory milczała starając się
uspokoić napływające pytania i mętlik, jaki spowodował Rah. Kto? Dlaczego? Po
co?
– Kto cię przysłał? – zadała kolejne pytanie, które jak i
poprzednie zostało bez odpowiedzi. Zacisnęła dłonie w pięści. Ignorował ją, od
kiedy opuścili mury Zakonu. Miała tego serdecznie dość. – Rah! Mówię do ciebie!
– krzyknęła i ostatkiem sił szarpnęła go za ramię odwracając częściowo w swoją
stronę. – Żądam natychmiast odpowiedzi! Skąd wiedziałeś, że jestem więziona
przez Zakon?! Po co narażałeś się by mi pomóc?! – Zachwiała się z wyczerpania.
Ten tylko uśmiechnął się, nie okazując niczego po za arogancją godną nie
jednego króla. Zmarszczyła brwi, twardo patrząc w jego zimne nietypowe oczy. -
Po co mi pomagasz?! Przecież jestem ci obojętna...
- Masz jeszcze tyle siły?
Może nie byłaś, aż tak skatowana…
- Przestań żartować! Kim na Beliara jesteś?! Dlaczego Rada
uznała mnie za zdrajczynię, gdy tylko wspomniałam twe imię! Wyjaśnij mi! Gdy
wspomniałam, że służysz Vigo nie
uwierzyli mi! O co do cholery chodzi z tą kapłanką?! Odpowiadaj!
- Z woli mojego boga miałem podjąć służbę u Lorda Vigo. Ma
zostać z jego woli namaszczony na nowego pana w świecie Adanosa, a ja jestem
arcykapłanem.
- Komu w końcu służysz? Tak jak Rada twierdzi, demonowi
Adanosowi? – postać Rah zaczęła się jej rozmazywać przed oczami, zachwiała się.
Mocniej zacisnęła dłoń na ramieniu blondyna, by nie stracić równowagi.
- Jestem arcykapłanem Adanosa. Jedynego prawdziwego i
sprawiedliwego Boga, nie demona. – objął ramieniem czerwonowłosą w pasie i
przycisnął do siebie. Drugą dłonią złapał jej podbródek i spojrzał jej w oczy.
– A ty masz zostać kapłanką jego wybranki. Bogini Very. Jako jedyna możesz z
nią rozmawiać.
- Kapłanką Very? – zapytała cicho, przymykając oczy.
- Wiedz, że mi ten pomysł się nie podobał. – stwierdził, gdy
nieprzytomna osunęła się w jego ramionach. – głupia, dlatego mówiłem by nie
wdawała się w walkę. – mruknął do siebie niezadowolony przerzucił sobie dziewczynę
przez ramię i ruszył w dalszą drogę do Jostem.
Otaczało ją morze krwi, na
powierzchni unosiły się części rozczłonkowanego ciała. Gdzie tylko spojrzała
widziała martwe, gnijące szczątki. Tworzące miejscami niewielkie wysepki.
- To musi być sen!
-Powtarzała sobie, uciekając od tego, co widziała. - Muszę się obudzić! - Przed
nią jak spod ziemi wyrósł drewniany bal, na którym wisiało rozpięte ciało jej
siostry. Wrzasnęła przerażona, cofnęła się do tyłu. Tam napotkała kolejne
znajome ciało Hery. Oskarżycielskie oczy różowowłosej patrzyły na nią.
Zacisnęła dłoń na głowni, uświadamiając sobie, że to miecz, który przebił ciało
jej przyjaciółki. Z wielkimi ze strachu oczami, że to jej miecz, odskoczyła.
- To sen! Musze się
obudzić! To sen! – powtarzała sobie zaczynając nagle biec stromą skalną
ścieżką. Wpadła do groty, zasłoniła usta z przerażenia. Na płaskim kamieniu
znajdowała się niebieskowłosa zmasakrowana kobieta. Ręce i nogi miała
przywiązane do rogów ołtarza. Obok niej leżał martwy czerwonowłosy mężczyzna. –
Vera! Vigo! – wrzasnęła przerażona, zaczęła się cała trząść. Wszyscy, których
znała, kochała, szanowała - są martwi. Kto…? Kto był takim potworem by ich
zabić… i dlaczego?
- Suko, ty powinnaś
zginąć. – głos rozmazanego w tle mężczyzny był zniekształcony i wściekły. –
Powinnaś zdechnąć jak tamta suka. – złowróżbne, srebrne oczy wpatrywały się w
nią z nieskrywaną nienawiścią. – Nie wymkniesz mi się następnym razem Nero… Nie
spocznę, aż to, co ci zapisałem stanie się twym udziałem.
- Kim.. kim ty
jesteś…? – wyszeptała drżącym głosem. – dlaczego… dlaczego ich zabiłeś?
Mężczyzna się roześmiał złowrogo i
ponownie przeszył ją wzrokiem. Czyste zło
emanowało z całej widmowej postaci. Pojawił się tuż przed nią, czarna
dłoń zacisnęła się na jej gardle.
- Nie uchroni cię
nikt, nawet syn mego brata tego nie dokona. Nie istnieje osoba zdolna mnie
pokonać. Jestem Deva, zapamiętaj to sobie Nero. Przyjdę po ciebie i ty oddasz
mi swe życie z własnej woli. Przekonasz się. – sycząc podnosił ją do góry. –
Nadejdzie dzień, w którym zginiesz z mej ręki. Do tego czasu ciesz się tym, co
ci jeszcze pozostało. – puścił ją i zniknął.
- Na bogów…, Jesta…
boję się. – objęła się drżąc. Łzy popłynęły jej po policzkach, zacisnęła
powieki. – Jak ja cię potrzebuję siostrzyczko…
Ciepła dłoń otarła łzę spływającą z
policzku. Nera otworzyła oczy by spojrzeć na piękną kobietę o czerwonych włosach,
które sprawiały wrażenie płomieni. Ciepłe złote oczy uśmiechnęły się do niej.
Biała suknia była idealnie dopasowana do jej smukłej sylwetki. Jaśniała
blaskiem wśród otaczających mroków. Nie
znała jej.
- Nie bój się. On nie
zrobi ci krzywdy. Jestem przy tobie i nigdy cię nie opuszczę. – kobieta
przytuliła do siebie, sprawiając, że ogarniający lęk odszedł. – Pamiętaj,
zawsze jestem przy tobie.
- Kim jesteś? –
wyszeptała wtulając się w objęcia, które oferowały schronienie przed bólem.
- Kochanie, nie lękaj
się niczego. On nic ci nie zrobi. Zapamiętaj, w każdym jest ziarnko dobra w
największym i najgroźniejszym nawet Złu. Tak jak w tobie jest wiele dobra i
miłości, można odnaleźć też złe uczucia. Już czas byś wróciła, córeczko…
Pamiętaj.
Ciepło ramion zniknęło, tak samo jak
wszystko inne.
Otworzyła
oczy, zrywając się i siadając na łóżku. Zaskoczona niespokojnie rozejrzała się.
Miejsce, w którym znajdowała się, był to pokój w karczmie. Przez nieduże
uchylone okienko wlatywał ciepły nocny
wiaterek. Przyjrzała się swojemu ciału, nie było widać żadnych ran, czy choćby
siniaków. Owinęła się prześcieradłem i wstała. Zbliżyła się do okienka i
wyjrzała przez nie. Na placu przy obelisku symbolizującym bogów stało troje
ludzi, a wokół nich zgromadzony był tłum pilnowany przez wojsko.
- Co tu się dzieje? – spojrzała na pokój szukając swego
ubrania. Szybkim krokiem podeszła do szafy i otworzyła ją, była prawie pusta,
gdyby nie para męskich spodni i dwie koszule. Odetchnęła z ulgą i naciągnęła na
siebie. Wybiegła boso z pokoju, szybko pokonując schody wyszła na zewnątrz.
Brnąc w kurzu zalegającym na bruku, zatrzymała się przy klęczących. Z tej
odległości rozpoznała postacie stojące na podwyższeniu. Rah i Vigo, trzecią
osobą była kobieta częściowo zasłonięta przez Lorda. Zrobiła krok do przodu i
ponownie zatrzymała się. Została lekko dźgnięta w ramię.
- Na kolana w imię Adanosa. – usłyszała szorstki męski głos,
a wielka dłoń złapała boleśnie za ramię zmuszając siłą by uklękła. Nera
instynktownie złapała za rękę i używając jego siły jako przeciw wagi,
zapierając się przerzuciła mężczyznę przed siebie. Żołnierz z jękiem i hukiem
uderzył o kamienną drogę. Wyszarpnęła długi nóż, który miał przy pasie i
przycisnęła mu do gardła.
- Drgnij, a będzie po tobie. – syknęła w stronę mężczyzny.
Ponownie spojrzała w stronę Rah i Vigo. Kobietą, którą wcześniej nie widziała
dokładnie okazała się Hera. – Uratował ją. Całe szczęście, że Hera żyje. –
pomyślała mimowolnie uśmiechając się.
- Wybacz mi pani. Wybacz, ale teraz takie jest prawo. Musisz
oddać cześć Jedynemu, Sprawiedliwemu, Prawdziwemu Bogu Adanosowi i Bogini
Verze. - wypowiedział podnosząc się.
- Co?- przyjrzała się wojownikowi. Lekki dreszcz przeszył
jej ciało. Zerknęła na blondyna. Nietypowe oczy wpatrywały się w nią, a na
ustach gościł mu nieodgadniony uśmiech. Prowokował ją samym spojrzeniem.
Zacisnęła pięści i ruszyła pewnym krokiem w jego stronę.
- Jutro w południe zaatakujemy klasztor. – usłyszała głos
Vigo, gdy weszła na podwyższenie. – Witaj kapłanko. – zwrócił się czerwonowłosy
zauważając jej przybycie. Nera chrząknęła pod nosem skupiając się na Rah.
- Jak się czujesz Nero? – zapytała Hera patrząc na zaciętą
minę czerwonowłosej i trzymany przez nią nóż.
- Nie teraz. – odpowiedziała Nera koleżance nie spuszczając
oczu z Rah. – Masz mi sporo do wyjaśnienia. A na początek, co tu się dzieje?! –
dopominała się mrużąc oczy i wymachując nożem przed blondynem. Chciała
odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Domyślała się, że tylko on może jej na nie
odpowiedzieć. Tym razem nie pozwoli mu się wymigać.
- Cała Nera. – stwierdziła z lekkim uśmiechem Hera wsuwając
dłoń pod ramię Vigo. - Przestań machać tym nożem, bo możesz komuś zrobić
krzywdę. A nikt z tu obecnych na nią nie zasługuje.
- Adanos dołączy do nas zaraz po rytuale. – stwierdził Rah
ignorując wojowniczą postawę przybyłej. – Będzie uczestniczył podczas ataku na
Zakon.
- Nie ignoruj mnie. – warknęła Nera łapiąc za koszulę
blondyna i przykładając mu nóż do piersi. Ten tylko spojrzał rozbawiony jej
reakcją. – Powiedziałeś, że mi wszystko wyjaśnisz.
- Nera odpuść. Twoje wszystkie braki uzupełnimy później. Rah
jutro domówimy szczegóły. – stwierdził Vigo obejmując różowowłosą. – Na dziś
skończyliśmy. – zwrócił się do mamroczącego modlitwę tłumu.
- Nie, dzięki. – mruknęła Nera i pociągnęła blondyna za
sobą. - Mów! Tu i teraz! - Mężczyzna pokręcił głową. Bez wysiłku odebrał nóż
dziewczynie i skręcił w stronę tawerny. - Mówię do ciebie! - krzyknęła
podążając za nim z pogróżkami w myślach. Dopiero w środku odwróciła i popchnęła
go na pobliskie krzesło zmuszając w ten sposób by usiadł i na nią spojrzał. -
Chwila moment, jeśli mnie jeszcze raz tak potraktujesz. To nawet ten twój bóg
ci nie pomoże. - Zagroziła siadając na kolanach blondyna z uporem wpatrując się
w niego. - O co chodzi z tym, że jestem kapłanką?! Wyjaśnij mi to wszystko
natychmiast! – pocałowała go gryząc dolną wargę do krwi. Chciała to zrobić od
ich pierwszego spotkania, teraz miała jedyną taką okazję. – To podziękowanie za
ratunek.
- Prosiłaś o ratunek i zemstę w imię Adanosa używając do
tego wybranki boga. – oblizał zakrwawioną wargę i uśmiechnął się kącikami ust.
Tego się nie spodziewał po niej, spodobało mu się w jaki sposób to zrobiła. – A
skoro jesteś przyjaciółką jego wybranki mianował cię na arcykapłankę bogini
Very. Tylko ty będziesz mogła z nią rozmawiać, nikt inny jej nie usłyszy. A ja
jako arcykapłan Adanosa… - wsunął dłonie pod koszulę czerwonowłosej. Dziewczyna
drgnęła, gdy magia z dłoń blondyna zaczęła szczypać jej skórę. Wyszarpnęła je,
nie odrywając wzroku od oczu Rah. – mam cię wszystkiego nauczyć. Posługujesz
się moim mieczem, choć jeszcze daleka droga przed tobą by opanować tą cudowną
magię Miecza Cierpienia. – stwierdził uśmiechając się kącikami ust. – Jako arcykapłanka
Very stajesz się automatycznie mą partnerką. Urodzisz mi syna, który zajmie
moje stanowisko jako arcykapłana. – Jego dłonie ponowie zanurzyły się pod
bluzkę dziewczyny, która się lekko uśmiechnęła i pomachała palcem.
- A jeśli się nie zgodzę? – zapytała, odgarnęła kosmyk
włosów z twarzy. Wstała wyrywając się z objęć Rah. – Zmusisz mnie, czy
zabijesz?
- ths… - prychnął rozbawiony. - Tak bardzo pragniesz
śmierci… nie myśl, że to takie proste. Adanos ma wobec ciebie plany. Zostaniesz
matką następnego arcykapłana. Jeśli się nie zgodzisz… zmuszę cię. – szeroko się
uśmiechnął, sprawiając tym, że Nera zaniemówiła na chwilę. Jego uśmiech za
każdym razem, gdy go widziała sprawiał, że miękły jej nogi. Tak jak wtedy w
lochach, czy też w zakonie, gdy zabijał. Sama jego osoba powodowała mieszane
uczucia. Strach przed śmiercią, ale także pożądanie. Wypuściła powietrze i
spojrzała na bar.
- Jak chcesz to zrobić? – zapytała od niechcenia oddalając
się na bezpieczną odległość jednocześnie kierując się w stronę szynku.
Rah
skrzyżował ramiona wpatrując się w plecy czerwonowłosej. Rozbudziła w nim
rządzę samym pocałunkiem, a teraz się wycofywała. Nie da jej tej satysfakcji,
ulegnie mu jak wszystkie inne przed nią. Jeśli go do tego zmusi użyje siły.
Odsłonił zęby w złośliwym uśmiechu.
- Zwyczajnie, w tradycyjny sposób znany od wieków przez
wszystkie stworzenia. Mam ci wyłuszczyć, w jaki sposób dochodzi do
zapłodnienia. A może mam ci pokazać praktyczne zastosowanie? - zadrwił nie
zmieniając pozycji.
- Co? - zerknęła przez ramię. - Żartujesz sobie ze mnie. -
prychnęła. - Nie mam zamiaru ci rodzić dzieci. A jeśli jakieś będę miała to
tylko z kimś innym niż ty. Poza tym nie oto pytałam. Przypominam, jak masz
zamiar zrobić ze mnie kapłankę wbrew mej woli? - zapytała z prychnięciem biorąc
napoczętą butelkę z beżowym płynem. Upiła łyk i spojrzała na blondyna.
- Są dwa sposoby
szkolenia. – stwierdził Rah. – Jestem wymagającym nauczycielem, daję ci wybór.
Może być łatwa i przyjemna, albo trudna i bolesna. Wybór należy do ciebie.
Jednak biorąc pod uwagę twoje braki w innej kwestii sugerował bym tę pierwszą.
- Wybór? To żaden wybór. Każesz wybierać ból czy namiętność?
- wzruszyła ramionami wchodząc na pierwszy stopień schodów. - Czy to nie
oczywiste, co wybiorę? Zwłaszcza po tym, co słyszałam od Jesty. – pomyślała
pokonując co dwa stopnie.
- Zrozumiałaś. – stwierdził podnosząc się z krzesła kierując
się w jej stronę. – To jest prostszy i szybszy sposób. Mam nadzieję, że to
wybrałaś. – pomyślał doganiając dziewczynę przy drzwiach pokoju. - Też go wolę.
Jak to mówią przyjemne z pożytecznym. - pchnął drzwi przepuszczając do środka
Nerę.
- Czy to mi pomoże... czy to mi pomoże to co chcesz mnie
nauczyć?
- Owszem. - Pochylił się nad nią i musnął jej ucho. Objął ją
przyciskając bardziej do siebie.
- Stanie się z nim, to, co mu zapowiedziałaś. A Jedyny
Prawdziwy Bóg to Adanos i bogini Vera. Zapomnij o innych plugawych bogach. –
Ugryzł ją w płatek ucha i zsunął się niżej całując jej szyję. Popchnął Nerę na
łóżko. Dziewczyna na chwilę straciła oddech i równowagę, odwróciła się na plecy
i zatrzymała stopą blondyna.
- Nie tak szybko.. – sapnęła, gdy blondyn wziął jej stopę w
dłonie i musnął ją w śródstopie.
- To nie jest szybko. – stwierdził patrząc na nią znad
stopy. – Mam ci pokazać jak jest szybko? – zapytał uśmiechając się kącikami
ust. Dziewczyna drgnęła zaskoczona, wpatrując się w blondyna. Nie mogła
rozgryźć tego spojrzenia i uśmiechu. Zagryzła wargę i prowokacyjnie na niego
spojrzała. Była na to gotowa. Puścił jej stopę i klasnął w dłonie z tym samym
wyrazem twarzy. Uśmiech blondyna stał się nieco szerszy. – to jest szybko. -
Dopiero po chwili uświadomiła, że jest naga.
- Jak…? – jęknęła czerwieniąc się nieco pod wypływem
spojrzenia blondyna i łapiąc za koc by się okryć. - a ty?- zapytała niepewnie
patrząc, że cały czas ma na sobie ubranie. Nie wiedziała, co teraz ma zrobić.
Nie była jeszcze z nikim, kto lubował by się w zabijaniu i był przy tym tak
pociągający.- Z zabijaniem mu do twarzy.- pomyślała przypominając z jaką gracją
to robił.
-posmakuję ten uroczy widoczek. -
stwierdził z rozbawieniem obserwując jej wysiłki. - To twój pierwszy raz… -
zapytał wpatrując się i myśląc - ...z kimś takim jak ja?
Nera
przez chwilę przyglądała się blondynowi przegryzając wargę, zdumiona jego
trafnością. Opuściła stopę trzymaną na jego torsie i podsunęła się na łóżku.
Próbując wyciągnąć spod siebie koc.
-skąd wiesz, że… no… niech będzie
ta przyjemność. - uśmiechnęła się niepewnie rezygnując z bezowocnych wysiłków i
przyciągnęła za poły koszuli do siebie Rah, gdy się nad nią pochylił.
Pocałowała go ponownie, oderwała się od jego ust tylko na chwilę by zaczerpnąć
powietrza. Nera nie puściła poły koszuli, szybko oddychała i drżała za każdym
razem, gdy jego usta dotykały jej skóry. Rah znacząco spojrzał na nią, gdy
ponownie pociągnęła go za poły. Usiadł na niej patrząc pytająco.
- zdejmiesz to?- zapytała w
końcu. Nie spodobał jej się sposób, w jaki błysnęły jego oczy.
-nigdy nie byłaś z mężczyzną, że
nie umiesz sama tego zrobić?- zadrwił ze złośliwym uśmiechem. Nera przymrużyła
oczy wygodniej łapiąc poły koszuli. Nie spodobała jej się ta drwina. Za kogo
się uważał by z niej drwić. Tego mu nie podaruje, nikt z niej nie drwi.
-cóż. Myślałam, że lubisz tą
koszulę.- Warknęła niezadowolona rozrywając. Guziki posypały się wokół.
Zaniemówiła przyglądając się zarysowanym mięśniom jego torsu, pierś spokojnie
unosiła się i opadała. Uśmiechnął się, gdy zaczęła wodzić po jego ciele
palcami. Pozwalał jej na to, rozkoszując się dotykiem jej drżących rąk.
Przymknął na chwilę powieki, kiedy paznokcie dziewczyny wbiły się w plecy.
Westchnął zadowolony. Czuł pod palcami jędrne piersi unoszące się w szybkich,
nierównych oddechach. Cicho syknęła z bólu zaciskając powieki, kiedy ponownie
usta zajęły miejsce palców na jednej z nich. Z lekkim uśmiechem wodziła
paznokciami po jego ciele zostawiając czerwone linie. Widziała w jego oczach
dziwny błysk, jakby rozbawienia, a może zadowolenia. Sama nie potrafiła
odgadnąć. Przysunął swoją twarz do jej, a ona wpiła się zębami w jego wargę. Po
chwili go odepchnęła, a nieco rozbawiony nie protestował, gdy na nim usiadła.
Jego usta wygięły się w szerokim uśmiechu, mruknął zachwycony przymykając
powieki. Zaczęła lizać zaczerwienione miejsca, wodząc językiem po całym jego
ciele. Poczuła jak spina wszystkie mięśnie. Zatrzymała się przy pępku i
zerknęła na podnieconego mężczyznę. Uśmiechnęła się złośliwie do siebie. Musnęła
jego brzuch wargami i podciągnęła się do niezbyt zachwyconego przerwaniem
pieszczoty Rah. Uśmiechnęła się do niego, oblizując wargi. Złapał ją dość mocno
nie panując nad swoją siłą za ramiona zamieniając się miejscami. Odwrócił się w
jej stronę, a jego oczy pałały niecierpliwością, którą pierwszy raz dostrzegła
w jego opanowanych i spokojnych oczach. Pochylił się nad jej uchem.
- Koniec zabawy. - mruknął
dziewczynie na ucho delikatnie gryząc je za płatek. Pieszcząc jej ciało. Jego
długie, rozpuszczone włosy łaskotały jej nagie ciało. Zachichotała. Zerknął na
rozbawioną dziewczynę, była pierwszą, która odważyła się zaśmiać będąc z nim.
Zastanowił się, co mogło ją rozbawić. Jego włosy nadal ją łaskotały. Przymrużył
oczy niezadowolony z tej reakcji.
- Nigdy nie lubiłam
łaskotek…proszę nie rób tego więcej. - poprosiła odpowiadając na nie zadane
pytanie.
- To się przyzwyczaj.- warknął
niezadowolony i rozdrażniony jej śmiechem. - zdecydowanie za miły jestem. -
burknął pod nosem, nadal pochylając się nad nią. Uśmiechnęła się tryumfalnie i
jedną ręką nadal trzymając go za włosy, drugą sięgnęła do jego spodni. Drgnął
czując jej ciepłe palce sięgające przyrodzenia.
- Mm - mruknęła unosząc brwi. -
miły? Nie jesteś miły, jesteś napalonym mężczyzną, lubiącym sex. - stwierdziła.
Rah ze śmiechem opadł na plecy.
- Odnoszę wrażenie, że przyszłe
zajęcia nie będą nudne. A ty postarasz się...
- O co? - uniosła się na łokciu.
- O więcej pomysłów? Czy szybsze działanie?
- Ja bym to ujął inaczej. - tym
razem on ugryzł ją w wargę. - Więcej namiętności to pozostała reszta nie będzie
potrzebna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz