Oparła się o wilgotną ścianę cieli. Myśli dziewczyny
kłębiły się wokół prób ucieczki. Nie miała zamiaru posłusznie iść na śmierć. Z
irytacją spojrzała na drzwi. Sprawiały wrażenie spróchniałych, rozpadających
się. Jednak pieczęć Rady starszych uniemożliwiała jakiekolwiek próby usunięcia
tej kruchej przeszkody. Nie mogła liczyć na pomoc przyjaciółek. Nie wiedziała,
co się stało z Verą i czy udało się uciec Herze. Zastanawiała się ile musiała
wycierpieć jej siostra przesłuchiwana przez Rerona. Zacisnęła ręce w pięści na
samo wspomnienie szatyna.
-
Witaj Nero. – usłyszała znajomy głos. Zerknęła w stronę okratowania w drzwiach.
-
Czego chcesz? – zmrużyła oczy, gotując się z bezradnej złości. Gdyby tylko
mogła go dosięgnąć…
- Przyprowadziłem
ci kogoś. – paskudny uśmiech zagościł na twarzy Rerona, a drzwi celi się
otworzyły. Zalśnił wokół nich prostokąt tworzący taflę wody. – wrzucie tu to
ścierwo. – zwrócił się do kogoś za sobą. Nera cofnęła się, gdy okrwawione
zwłoki zostały wtaszczone do celi. – Powinnaś być mi wdzięczna za spotkanie z siostrzyczką.
Znaj me dobre serce. Jutro się spotkamy. – zaznaczył ze złośliwym grymasem
zamykając wejście i odchodząc. –dobranoc, a może nie.
Nera opadła na kolana wpatrując się
w zmasakrowane coś, co kiedyś było jej siostrą. Czerwone włosy Jesty były
popalone, a ciało obdarte ze skóry. Nie miała nosa, a oczy były wydłubane.
Zastanawiała się, czy jeszcze żyje, kiedy usłyszała.
-
Deva… - wybełkotała chrapliwym głosem Jesta.
-
Jesta. – wyszeptała z szokowana czerwonowłosa. Jednak nic więcej nie wypłynęło
ze spuchniętych ust zmasakrowanej dziewczyny. – JESTA! – wrzasnęła histerycznie
Nera obejmując i przytulając martwe ciało. – Odezwij się błagam. Nie umieraj… -
błagała łkając spazmatycznie. Łzy, które do tej pory powstrzymywała popłynęły
strumieniami po policzkach. – Błagam nie umieraj siostrzyczko… błagam
potrzebuję cię… nie umieraj…
Cała umazana w krwi, wpatrywała się
w zwłoki leżące po środku celi przykryte jedynie jej koszulą. Nie miała pojęcia
ile czasu minęło, szczerze ją to nie obchodziło. Chciała tylko jednego. Zemsty.
Chciała zniszczyć człowieka, który uczynił to jej siostrze. Pragnęła w głębi
duszy by cierpiał wiecznie. Dla niej był potworem, który nie zasługuje na
litość.
Zabił najważniejszą, najcenniejszą osobę w jej życiu. Tylko
Jesta nią się opiekowała i tak naprawdę rozumiała. Wiedziała, jaka naprawdę
jest. Nawet przyjaciółki nie potrafiły jej zrozumieć. Tak pragnęła by ją
przytuliła i zapewniła, że te martwe ciało, w które się wpatruje to nie jej
siostra, że Jesta teraz dobrze się bawi w knajpie. Jednak nie zrobiła tego,
nikt jej nie pocieszył. Łzy ponownie napłynęły jej do oczu, jednak powstrzymała
je. Sama sobie nakazywała być silna nie okazać Potworowi słabości. Nie da mu
tej satysfakcji.
Drzwi szczęknęły, nawet nie zareagowała nadal
patrząc na ciało siostry. Wiedziała, że to on, potwór, który zamordował jej
siostrę.
-
Witaj Nero. – wymruczał Reron stojąc w wejściu celi.
-
Zemszczę się… przyrzekam! – wrzasnęła rzucając się z pięściami na szatyna,
który arogancko uśmiechnął się.
Reron mocą odrzucił od siebie Nerę i przykuł do ściany. Nie
miała dość siły by wyrwać się z magicznych kajdan, a jej moc była niczym w
porównaniu z jego. Jednak nie miała zamiaru przestać walczyć.
-
Jesta dodaj mi siły. – błagała w myślach siostry. Próbując się wyszarpnąć.
-
Obiecałem, że się spotkamy. – stwierdził z rozbawieniem. Wyszeptał zaklęcie i
wykonał gest. Szarpnęło nią do góry. – To nie będzie miłe spotkanie - na nadgarstkach
pojawiły się kajdany, umocowane grubym łańcuchem pod sufitem.
Nera złapała łańcuch i spróbowała
kopnąć go wolnymi nogami. Jednak Reron stał za daleko. Jego śmiech rozniósł się
echem po celi, oczy z rozbawieniem obserwowały poczynania dziewczyny. Wyciągnął
przed siebie dłoń i posłał falę magii w stronę czerwonowłosej. Nera zacisnęła
powieki odczuwając cios. Rozlewał się falą gorąca po jej ciele zacisnęła
szczęki, nie miała zamiaru krzyczeć. Nie chciała sprawiać satysfakcji dla
szatyna.
-
Jeszcze będziesz krzyczeć. – wysyczał patrząc na dziewczynę. Nieco
niezadowolony z faktu, że milczała. Spodziewał się innej reakcji, chciał by
krzyczała z bólu, pragnął usłyszeć jęki rozpaczy.
-
Nie doczekasz się tego potworze. – warknęła patrząc uparcie na Rerona. Jej oczy
pałały determinacją. Zacięty wyraz twarzy dziewczyny dał mu do zrozumienia, że
magiczny ból nic tu nie zdziała. Przypomniało mu się, że jako jedyna potrafiła
przez dłuższą chwilę utrzymać Miecz Cierpienia, który nawet on nie potrafił.
Będzie się musiał uciec do starych metod by odczuła ból. Nikt nie jest odporny
na fizyczne cierpienie. Uśmiechnął się złowróżbnie, zapowiadała się
interesująca noc.
Wodził wzrokiem po liniach
tworzących wzory na suficie. Niektóre przypominały wiry inne przecinały się i
zawijały tworząc kwiaty. Odprężało go to i słuchanie cichego łkania dobiegającego
z najdalszej części komnaty.
Miał za chwilę wyjechać i wypełnić zadanie, które mu
polecił bóg. Nie podobało mu się to i musiał się na kimś wyładować. Wtedy się
napatoczyła ona. Bawiąc się nożem okaleczył jej ciało. Wiedział, że zostaną blizny
tego, co zrobił. Powinien ją zabić, jednak nie był w nastroju…
Na samo wspomnienie czerwonowłosej
budziła się w nim chęć zadawania bólu. Wyobrażał sobie jak będzie jęczeć
podczas tortur. Już przed oczami widział jej przerażenie i drgające ze strachu
usteczka błagające by tego nie robił. Uśmiechnął się zadowolony, ale zaraz
zszedł mu z twarzy.
-
Cholera! – wściekły podniósł się z łóżka. Przysięgał dla Adanosa, że jej nie
okaleczy. Łkanie ucichło. Drobna, naga i okaleczona dziewczyna skuliła się
jeszcze bardziej w kącie z przerażeniem patrząc na blondyna. – Adanosie
przecież wiedziałeś, jak na mnie działa ta naiwna idiotka. Dlaczego pozbawiasz
mnie przyjemności zadania bólu. – zastanowił się biorąc spodnie i je wkładając.
Przypiął miecz do pasa i zatknął sztylet o zakrzywionym ostrzu. Narzucił na
siebie białą koszulę nie zapinając ją do końca. Naciągnął buty na miękkiej
podeszwie i wściekły opuścił komnatę.
Wszyscy umykali z drogi blondyna.
Wokół niego iskrzyła magia i ci, co znajdowali się za blisko odczuwali ból, o
jakim nigdy nie śnili. Ból długo się utrzymywał jeszcze po oddaleniu się
arcykapłana.
Przemierzał korytarze zmierzając do głównego wyjścia, gdzie
na placu miał już czekać na niego koń.
Biały rumak tańczył w miejscu
niecierpliwiąc się przejażdżki i dzięki wysiłkom chłopca stajennego nie
przeskoczył nad murem i nie uciekł.
-
Spokojnie Ramen. – szeptał chłopiec głaszcząc biały pysk konia. Zadrżał
wyczuwając coś niebezpiecznego. Z przerażeniem patrzył jak blondyn, niczym
gradowa burza kieruje się ku niemu.
Rah nie zwracając uwagi na chłopca wskoczył w siodło i
pociągając za lejce ruszył galopem w stronę bramy, która wypadając z zawiasów
otworzyła się wypuszczając wściekłego blondyna.
Ramen gnał jak szalony przed siebie chłonąc magię jeźdźca,
która dodawała siły dla rumaka. Było to jako jedyne zwierzę, które nie
cierpiało, gdy magia blondyna owijała je. Wręcz przeciwnie czerpało z tego w
swoisty sposób przyjemność. Wiedziało, że gdy magia jeźdźca je owija, że ma
gnać jak najszybciej. Był najszybszym rumakiem, jaki stąpał po świecie.
Stworzonym przez bogów dla bogów.
Pęd powietrza targał jego włosy na wszystkie strony.
Przymrużył oczy, musiał zapanować nad sobą. Musi przestać się miotać jak
prymitywny człowiek, nie mógł pozwolić stracić nad sobą kontroli tak jak
podczas pojedynku, z Akabasą. To wiązało się z przegraną, przysiągł, że nigdy
więcej do tego nie dojdzie.
-
Żadna kobieta nie jest warta stracenia kontroli. Nigdy więcej do tego nie
dojdzie. – warknął do siebie zatrzymując konia. Zadziwiająco szybko dotarł w
pobliże Zakonu. Zatrzymał Ramon i zsiadł z niego. – Nie będziesz mi na razie
potrzebny. Wracaj do pałacu. – klepnął w zad rumaka, który jakby rozumiejąc
słowa jeźdźca zaczął oddalać w kierunku skąd przybyli.
Był wczesny wieczór, gdy dojechał w
pobliże Zakonu Przymierza. Obserwował twierdzę sprawdzając rozstawienie
strażników. Czternastu kuszników na murze i dwóch na zewnątrz przy bramie.
Uśmiechnął się do siebie. Wyglądało wręcz, że sami się proszą o najazd. Szesnastu ludzi to było dla niego jak
rozgnieść robaka.
-
Żartują sobie ze mnie. – mruknął obchodząc budynek i obserwując każdą stronę.
Od Jostem było dwudziestu kuszników i kolejnych dwóch przy kolejnej bramie. –
Czyżby byli, aż tak naiwni, że tylko ta garstka mnie powstrzyma przed wejściem
do środka? – uśmiechną się kącikami ust – zwykłe bojówki, żadnego Brata i
Siostry. Zero zdrowego rozsądku. – wymruczał zatrzymując się na drodze, gdzie
światło pochodni nie sięgało spowijając go w mroku.
Uśmiechnął się czując przyjemny ból w dłoni zaciskającej
się na głowni Miecza Cierpienia. Powolutku zaczął wysuwać go, broń rozbłysła
złotym światłem rozjaśniając mrok, który go spowijał.
-
Czas się zabawić. – skierował się w stronę zakonu.
Nie czuła już rąk, nie miała siły
podnieść głowy. Nie wytrzymała bólu, który jej zadawał. Krzyczała na ile jej
pozwalało obolałe gardło. Teraz już nawet nie miała siły na ciche jęknięcie.
Reron potwierdzał to, co o nim sądziła. Był potworem.
Paliły ją rany żywym ogniem, wyczerpała zasoby swojej mocy próbując powstrzymać
szatyna. Niestety nie była na tyle mocna. Popłynęła pojedyncza łza po policzku,
sprawiając, że rany na twarzy zaczęły niemiłosiernie piec.
Na początku starała się nie myśleć o
raniącym ciało ostrzu, którym nacinał plecy i odrywał kawałkami. Co jakiś
niezmiernie koszmarny fragment czasu pokazując jej kawałek zakrwawionej skóry.
By nie myśleć i odwrócić umysł od bólu zaczęła sobie
wyobrażać, że jest znowu mała i bawi się w lesie z siostrą. Jak Jesta pokazuje
jej różnobarwne światło wychodzące z jej dłoni. Podstawy magii, które uczyły
się od ojca. Przypomniała sobie jak brały kije i udawały, że to miecze i walczą
ze sobą. Śmiały się razem, płakały i pocieszały. Były nie tylko siostrami, ale
i przyjaciółkami. Siostra rok wcześniej wstąpiła do zakonu. To właśnie ona nauczyła
ją podstaw walki bronią, i to dzięki niej stała się najlepszym szermierzem w
zakonie. Jednak nawet radosne wspomnienia wypierał ból.
Dużo ćwiczyła by nauczyć się nie czuć bólu. Jednak popełniła
błąd skupiając się na magicznym cierpieniu. Nie pomyślała, że fizyczny może być
bardziej niebezpieczny od magicznego. Ale to był ostatni błąd, jaki popełniła.
Nie miała pojęcia, czy uda jej się uciec. Nadzieja ulatniała się z każdą zadaną
raną.
Pomyślała o Rah. Tajemniczym blondynie, który pomógł w jej
uwolnieniu. Dlaczego to zrobił? Jaki miał cel? Przypomniało jej się, co
opowiadała siostra o nim. Tak w tej chwili zazdrościła tego siostrze. Od kiedy ujrzała
jego uśmiech, Nera zapragnęła by poczuć choćby jego dotyk… a siostra to
dostała.
- To
ostatnia noc. – pomyślała przymykając oczy. – Nie mam już siły by się bronić.
Zginę dla tych obłąkanych starców. Och Jesta! Ile ja dałabym zobaczyć go
ponownie i zaznać tego, co ty będąc z nim. Ten ostatni raz przed śmiercią
ujrzeć jego twarz… - Usłyszała dzwon alarmowy.
Jakaś dziwna nadzieja na wybawienie zagościła w jej duszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz