Rozdział dziesiąty "Potwór"


            Oparła się o wilgotną ścianę cieli. Myśli dziewczyny kłębiły się wokół prób ucieczki. Nie miała zamiaru posłusznie iść na śmierć. Z irytacją spojrzała na drzwi. Sprawiały wrażenie spróchniałych, rozpadających się. Jednak pieczęć Rady starszych uniemożliwiała jakiekolwiek próby usunięcia tej kruchej przeszkody. Nie mogła liczyć na pomoc przyjaciółek. Nie wiedziała, co się stało z Verą i czy udało się uciec Herze. Zastanawiała się ile musiała wycierpieć jej siostra przesłuchiwana przez Rerona. Zacisnęła ręce w pięści na samo wspomnienie szatyna.
- Witaj Nero. – usłyszała znajomy głos. Zerknęła w stronę okratowania w drzwiach.
- Czego chcesz? – zmrużyła oczy, gotując się z bezradnej złości. Gdyby tylko mogła go dosięgnąć…
- Przyprowadziłem ci kogoś. – paskudny uśmiech zagościł na twarzy Rerona, a drzwi celi się otworzyły. Zalśnił wokół nich prostokąt tworzący taflę wody. – wrzucie tu to ścierwo. – zwrócił się do kogoś za sobą. Nera cofnęła się, gdy okrwawione zwłoki zostały wtaszczone do celi. – Powinnaś być mi wdzięczna za spotkanie z siostrzyczką. Znaj me dobre serce. Jutro się spotkamy. – zaznaczył ze złośliwym grymasem zamykając wejście i odchodząc. –dobranoc, a może nie.
            Nera opadła na kolana wpatrując się w zmasakrowane coś, co kiedyś było jej siostrą. Czerwone włosy Jesty były popalone, a ciało obdarte ze skóry. Nie miała nosa, a oczy były wydłubane. Zastanawiała się, czy jeszcze żyje, kiedy usłyszała.
- Deva… - wybełkotała chrapliwym głosem Jesta.
- Jesta. – wyszeptała z szokowana czerwonowłosa. Jednak nic więcej nie wypłynęło ze spuchniętych ust zmasakrowanej dziewczyny. – JESTA! – wrzasnęła histerycznie Nera obejmując i przytulając martwe ciało. – Odezwij się błagam. Nie umieraj… - błagała łkając spazmatycznie. Łzy, które do tej pory powstrzymywała popłynęły strumieniami po policzkach. – Błagam nie umieraj siostrzyczko… błagam potrzebuję cię… nie umieraj…


            Cała umazana w krwi, wpatrywała się w zwłoki leżące po środku celi przykryte jedynie jej koszulą. Nie miała pojęcia ile czasu minęło, szczerze ją to nie obchodziło. Chciała tylko jednego. Zemsty. Chciała zniszczyć człowieka, który uczynił to jej siostrze. Pragnęła w głębi duszy by cierpiał wiecznie. Dla niej był potworem, który nie zasługuje na litość.
Zabił najważniejszą, najcenniejszą osobę w jej życiu. Tylko Jesta nią się opiekowała i tak naprawdę rozumiała. Wiedziała, jaka naprawdę jest. Nawet przyjaciółki nie potrafiły jej zrozumieć. Tak pragnęła by ją przytuliła i zapewniła, że te martwe ciało, w które się wpatruje to nie jej siostra, że Jesta teraz dobrze się bawi w knajpie. Jednak nie zrobiła tego, nikt jej nie pocieszył. Łzy ponownie napłynęły jej do oczu, jednak powstrzymała je. Sama sobie nakazywała być silna nie okazać Potworowi słabości. Nie da mu tej satysfakcji.
  Drzwi szczęknęły, nawet nie zareagowała nadal patrząc na ciało siostry. Wiedziała, że to on, potwór, który zamordował jej siostrę.
- Witaj Nero. – wymruczał Reron stojąc w wejściu celi.
- Zemszczę się… przyrzekam! – wrzasnęła rzucając się z pięściami na szatyna, który arogancko uśmiechnął się.
Reron mocą odrzucił od siebie Nerę i przykuł do ściany. Nie miała dość siły by wyrwać się z magicznych kajdan, a jej moc była niczym w porównaniu z jego. Jednak nie miała zamiaru przestać walczyć.
- Jesta dodaj mi siły. – błagała w myślach siostry. Próbując się wyszarpnąć.
- Obiecałem, że się spotkamy. – stwierdził z rozbawieniem. Wyszeptał zaklęcie i wykonał gest. Szarpnęło nią do góry. – To nie będzie miłe spotkanie - na nadgarstkach pojawiły się kajdany, umocowane grubym łańcuchem pod sufitem.
            Nera złapała łańcuch i spróbowała kopnąć go wolnymi nogami. Jednak Reron stał za daleko. Jego śmiech rozniósł się echem po celi, oczy z rozbawieniem obserwowały poczynania dziewczyny. Wyciągnął przed siebie dłoń i posłał falę magii w stronę czerwonowłosej. Nera zacisnęła powieki odczuwając cios. Rozlewał się falą gorąca po jej ciele zacisnęła szczęki, nie miała zamiaru krzyczeć. Nie chciała sprawiać satysfakcji dla szatyna.
- Jeszcze będziesz krzyczeć. – wysyczał patrząc na dziewczynę. Nieco niezadowolony z faktu, że milczała. Spodziewał się innej reakcji, chciał by krzyczała z bólu, pragnął usłyszeć jęki rozpaczy.
- Nie doczekasz się tego potworze. – warknęła patrząc uparcie na Rerona. Jej oczy pałały determinacją. Zacięty wyraz twarzy dziewczyny dał mu do zrozumienia, że magiczny ból nic tu nie zdziała. Przypomniało mu się, że jako jedyna potrafiła przez dłuższą chwilę utrzymać Miecz Cierpienia, który nawet on nie potrafił. Będzie się musiał uciec do starych metod by odczuła ból. Nikt nie jest odporny na fizyczne cierpienie. Uśmiechnął się złowróżbnie, zapowiadała się interesująca noc.


            Wodził wzrokiem po liniach tworzących wzory na suficie. Niektóre przypominały wiry inne przecinały się i zawijały tworząc kwiaty. Odprężało go to i słuchanie cichego łkania dobiegającego z najdalszej części komnaty.
Miał za chwilę wyjechać i wypełnić zadanie, które mu polecił bóg. Nie podobało mu się to i musiał się na kimś wyładować. Wtedy się napatoczyła ona. Bawiąc się nożem okaleczył jej ciało. Wiedział, że zostaną blizny tego, co zrobił. Powinien ją zabić, jednak nie był w nastroju…
            Na samo wspomnienie czerwonowłosej budziła się w nim chęć zadawania bólu. Wyobrażał sobie jak będzie jęczeć podczas tortur. Już przed oczami widział jej przerażenie i drgające ze strachu usteczka błagające by tego nie robił. Uśmiechnął się zadowolony, ale zaraz zszedł mu z twarzy.
- Cholera! – wściekły podniósł się z łóżka. Przysięgał dla Adanosa, że jej nie okaleczy. Łkanie ucichło. Drobna, naga i okaleczona dziewczyna skuliła się jeszcze bardziej w kącie z przerażeniem patrząc na blondyna. – Adanosie przecież wiedziałeś, jak na mnie działa ta naiwna idiotka. Dlaczego pozbawiasz mnie przyjemności zadania bólu. – zastanowił się biorąc spodnie i je wkładając. Przypiął miecz do pasa i zatknął sztylet o zakrzywionym ostrzu. Narzucił na siebie białą koszulę nie zapinając ją do końca. Naciągnął buty na miękkiej podeszwie i wściekły opuścił komnatę.
            Wszyscy umykali z drogi blondyna. Wokół niego iskrzyła magia i ci, co znajdowali się za blisko odczuwali ból, o jakim nigdy nie śnili. Ból długo się utrzymywał jeszcze po oddaleniu się arcykapłana.
Przemierzał korytarze zmierzając do głównego wyjścia, gdzie na placu miał już czekać na niego koń.
            Biały rumak tańczył w miejscu niecierpliwiąc się przejażdżki i dzięki wysiłkom chłopca stajennego nie przeskoczył nad murem i nie uciekł.
- Spokojnie Ramen. – szeptał chłopiec głaszcząc biały pysk konia. Zadrżał wyczuwając coś niebezpiecznego. Z przerażeniem patrzył jak blondyn, niczym gradowa burza kieruje się ku niemu.
Rah nie zwracając uwagi na chłopca wskoczył w siodło i pociągając za lejce ruszył galopem w stronę bramy, która wypadając z zawiasów otworzyła się wypuszczając wściekłego blondyna.
Ramen gnał jak szalony przed siebie chłonąc magię jeźdźca, która dodawała siły dla rumaka. Było to jako jedyne zwierzę, które nie cierpiało, gdy magia blondyna owijała je. Wręcz przeciwnie czerpało z tego w swoisty sposób przyjemność. Wiedziało, że gdy magia jeźdźca je owija, że ma gnać jak najszybciej. Był najszybszym rumakiem, jaki stąpał po świecie. Stworzonym przez bogów dla bogów.
Pęd powietrza targał jego włosy na wszystkie strony. Przymrużył oczy, musiał zapanować nad sobą. Musi przestać się miotać jak prymitywny człowiek, nie mógł pozwolić stracić nad sobą kontroli tak jak podczas pojedynku, z Akabasą. To wiązało się z przegraną, przysiągł, że nigdy więcej do tego nie dojdzie.
- Żadna kobieta nie jest warta stracenia kontroli. Nigdy więcej do tego nie dojdzie. – warknął do siebie zatrzymując konia. Zadziwiająco szybko dotarł w pobliże Zakonu. Zatrzymał Ramon i zsiadł z niego. – Nie będziesz mi na razie potrzebny. Wracaj do pałacu. – klepnął w zad rumaka, który jakby rozumiejąc słowa jeźdźca zaczął oddalać w kierunku skąd przybyli.
            Był wczesny wieczór, gdy dojechał w pobliże Zakonu Przymierza. Obserwował twierdzę sprawdzając rozstawienie strażników. Czternastu kuszników na murze i dwóch na zewnątrz przy bramie. Uśmiechnął się do siebie. Wyglądało wręcz, że sami się proszą o najazd.  Szesnastu ludzi to było dla niego jak rozgnieść robaka.
- Żartują sobie ze mnie. – mruknął obchodząc budynek i obserwując każdą stronę. Od Jostem było dwudziestu kuszników i kolejnych dwóch przy kolejnej bramie. – Czyżby byli, aż tak naiwni, że tylko ta garstka mnie powstrzyma przed wejściem do środka? – uśmiechną się kącikami ust – zwykłe bojówki, żadnego Brata i Siostry. Zero zdrowego rozsądku. – wymruczał zatrzymując się na drodze, gdzie światło pochodni nie sięgało spowijając go w mroku.
Uśmiechnął się czując przyjemny ból w dłoni zaciskającej się na głowni Miecza Cierpienia. Powolutku zaczął wysuwać go, broń rozbłysła złotym światłem rozjaśniając mrok, który go spowijał.
- Czas się zabawić. – skierował się w stronę zakonu.


            Nie czuła już rąk, nie miała siły podnieść głowy. Nie wytrzymała bólu, który jej zadawał. Krzyczała na ile jej pozwalało obolałe gardło. Teraz już nawet nie miała siły na ciche jęknięcie.
Reron potwierdzał to, co o nim sądziła. Był potworem. Paliły ją rany żywym ogniem, wyczerpała zasoby swojej mocy próbując powstrzymać szatyna. Niestety nie była na tyle mocna. Popłynęła pojedyncza łza po policzku, sprawiając, że rany na twarzy zaczęły niemiłosiernie piec.
            Na początku starała się nie myśleć o raniącym ciało ostrzu, którym nacinał plecy i odrywał kawałkami. Co jakiś niezmiernie koszmarny fragment czasu pokazując jej kawałek zakrwawionej skóry.
By nie myśleć i odwrócić umysł od bólu zaczęła sobie wyobrażać, że jest znowu mała i bawi się w lesie z siostrą. Jak Jesta pokazuje jej różnobarwne światło wychodzące z jej dłoni. Podstawy magii, które uczyły się od ojca. Przypomniała sobie jak brały kije i udawały, że to miecze i walczą ze sobą. Śmiały się razem, płakały i pocieszały. Były nie tylko siostrami, ale i przyjaciółkami. Siostra rok wcześniej wstąpiła do zakonu. To właśnie ona nauczyła ją podstaw walki bronią, i to dzięki niej stała się najlepszym szermierzem w zakonie. Jednak nawet radosne wspomnienia wypierał ból.
Dużo ćwiczyła by nauczyć się nie czuć bólu. Jednak popełniła błąd skupiając się na magicznym cierpieniu. Nie pomyślała, że fizyczny może być bardziej niebezpieczny od magicznego. Ale to był ostatni błąd, jaki popełniła. Nie miała pojęcia, czy uda jej się uciec. Nadzieja ulatniała się z każdą zadaną raną.
Pomyślała o Rah. Tajemniczym blondynie, który pomógł w jej uwolnieniu. Dlaczego to zrobił? Jaki miał cel? Przypomniało jej się, co opowiadała siostra o nim. Tak w tej chwili zazdrościła tego siostrze. Od kiedy ujrzała jego uśmiech, Nera zapragnęła by poczuć choćby jego dotyk… a siostra to dostała.
- To ostatnia noc. – pomyślała przymykając oczy. – Nie mam już siły by się bronić. Zginę dla tych obłąkanych starców. Och Jesta! Ile ja dałabym zobaczyć go ponownie i zaznać tego, co ty będąc z nim. Ten ostatni raz przed śmiercią ujrzeć jego twarz… - Usłyszała dzwon alarmowy.
Jakaś dziwna nadzieja na wybawienie zagościła w jej duszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz