Zebrani na głównym
placu mieszkańcy małej wioski Aksyr wpatrywali się w czwórkę przybyszów
stojących na podwyższeniu. Służyło ono zazwyczaj do ogłaszania ważnych
wiadomości od sołtysa. Stał tam obelisk z trzema ścianami, które oznaczały
trzech bogów. Na każdej z nich był inny symbol. Miecz symbol Harota, okrąg z
trójkątem znak Ghula i pęknięta tarcza symbol boga Beliara.
Kobiety z lękiem rozglądały się tuląc do siebie pociechy.
Zgromadzeni siłą przez strażników mieszkańcy nie wiedzieli, co się dzieje. Do
póki nie przemówił mężczyzna w czarnej szacie.
-
Pokłońcie się przed prawdziwym bogiem Adanosem i jego wybranką boginią Verą! –
Głos blondyna niósł się po całej wiosce. – Kto nie odda szacunku zginie!
Niektórzy zmrożeni samym tonem
blondyna pokłonili się. Kilku mężczyzn zaczęło sypać obelgami i wyśmiewać
Adanosa. Byli to miejscowi awanturnicy, za którymi nie wielu przepadało.
-
Adanos jest demonem! – Krzyknął mężczyzna w zielonej szacie. – Nie słuchajcie
tego oszusta! Nie maja mocy by nas zmusić do plugastwa!
Rah przyjrzał się mężczyźnie. Szata
pasowała do Klasztoru przymierza, a znak na niej potwierdzał to. Był zapewne
miejscowym kapłanem. Uśmiechnął się kącikami ust i skłonił się nisko przed
bogiem.
-
Niech się dzieje twa wola.
Srebrzysto-złote oczy boga w jednej
chwili zrobiły się czarne, wokół niego zaczęła pojawiać się czarna poświata
pochłaniająca światło pochodni. Uśmiech boga nie wróżył niczego dobrego, choć
wyglądał na łagodny. Niektórzy przerażeni mieszkańcy padli na kolana błagając o
litość. Sparaliżowani awanturnicy patrzyli z wielkimi z przerażenia oczami na
Adanosa, gdy ten na nich spojrzał - padali martwi łapiąc się za serca. A po ich
ciałach pozostał jedynie popiół.
-Bogowie
chrońcie mnie. – Wyszeptał kapłan w zielonej szacie. Poczuł jak coś zaciska się
na jego sercu, złapał się za klatkę piersiową i krzyknął. Jego serce zostało
zmiażdżone, a z ciała nie pozostał nawet popiół. Adanos nie oszczędzał kapłanów
innych bogów i inni Zakonnicy zginęli na miejscu. Rah uśmiechnął się zadowolony,
gdy pozostali mieszkańcy padli na kolana prosząc o miłosierdzie. Oczy boga na
powrót zrobiły się srebrzysto-złote, a czarna aura zniknęła sprawiając, że
wszystkie pochodnie zaświeciły jaśniej oświetlając piękne oblicze boga.
- To
jedyne ostrzeżenie. – Powiedział Rah patrząc na pochylonych wieśniaków. –
Wierzcie i czcijcie swego boga powtarzając za mną. Niech będzie święte Twoje imię,
Adanosie. Niech będzie święta wola twoja. Daj nam miłość. Daj nam siłę. Daj nam
wiarę. Daj nam nadzieję. Daj nam wiedzę. I przebacz nam naszą chciwość. Uwolnij
nas od wszystkich bóstw złych. Do ciebie należy nasz świat. Czyń swe prawo
naszą powinnością na wieki… - Powiedział, a za nim tłum zaczął
powtarzać, wpadając w mantrę.
Adanos uśmiechnął się kącikami ust.
Jego oczy lśniły, gdy słowa modlitwy zaczęły zamazywać wiarę w trzech bogów.
Jego braci zdrajców, odzyska świat, który z woli Boga Ojca należał do niego.
Teraz nastanie nowy początek, nie pozwoli by wolna wola ludzka zniweczyła
powrót do wiary w niego. Teraz był słaby, ale gdy będzie miał więcej wyznawców
stanie się na powrót godnym świata bogiem.
Vera wtuliła się w szaty boga. Czuła
to, co on, ją też ta modlitwa jakby wzmacniała sprawiała, że staje się
silniejsza. Teraz była częścią swojego boga, jego boską kochanką, powinna być
szczęśliwa. Jednak coś innego jej nie dawało spokoju. Jej przyjaciółki Nera i Hera.
Co ich spotka, czy także będą musiały zginąć za wiarę w trzech bogów?
-
Nie obawiaj się najdroższa. – Usłyszała szept Adanosa w głowie. - Ich los jest w
moich rękach.
-
Mój Adanosie. – Wyszeptała wtulając się bardziej w jego bok.
-
Ten, kto będzie powtarzał modlitwę, co pół doby, będzie wiódł dalej swe życie,
lecz gdy ktoś zwątpi w dobroć boga zginie w męczarniach. – Głos Rah przebijał
się przez mamrotaną modlitwę wieśniaków, która zacichła, gdy zapytał. – Panie
chcesz coś dodać? – Skłonił się nisko, a wieśniacy zadrżeli słysząc to pytanie.
-
Raz w roku. Spełnię, życzenie jednej ludzkiej istoty wzniesioną do mej wybranki
bogini Very poprzez arcykapłankę. – Wypowiedział Adanos, a jego głos sprawiał,
że klęczącym ludziom robiło się cieplej na duszy, jakby wszystkie zmartwienia znikały.
Jeden z wojowników Vigo
przyprowadził białego rumaka Adanosa i pozostałe dwa konie. Białowłosy bóg
posadził Verę na konia zaraz wsiadając na niego. Gdy wyjeżdżali z wioski
rozbrzmiewały jeszcze odgłosy modlitwy do miłosiernego boga.
-
Panie, skorzystasz z mej gościny? – Zapytał Vigo. – Mój pałac jest niedaleko.
Może zajechalibyśmy i odpoczęli.
-
Blisko od niego do klasztoru i drugiego największego po Adovill miasta. – Dodał
Rah wsiadając na konia.
- Ten,
co stworzyłem by jednać klany? – Zapytał spokojnym głosem Adanos jadąc na swym
białym koniu.
-
Jeśli taki był cel klasztoru, to niespełna jego warunków. Wygnał mnie. – Stwierdził
Vigo ponaglając konia.
Księżyc już wysoko świecił na nocnym
niebie, gdy oddalili się od wioski i usłyszeli odgłosy walki. Adanos w
spowijających go ciemnościach uśmiechnął się. Jego złoto-srebrne oczy
dostrzegły różowowłosą dziewczynę.
-
Rah uratuj tą dziewczynę. – Powiedział spokojnie Adanos, blondyn tylko skinął
głową i ponaglił konia wyciągając Miecz Cierpienia. – Nagroda za lojalność i za
ofiarę. – Przekazał myśl Verze, która wtulona w jego objęciach spała.
Trzymana
przez dwóch wojowników wykopnęła broń trzeciemu. Wyślizgnęła się tym, co
trzymali i odskoczyła przed padającym ciosem. Było ich zbyt wielu, zmęczenie
dawało o sobie znać. Przeturlała się unikając kolejnego ciosu. Złapała wybity
wcześniej miecz i napięła wszystkie zmęczone mięśnie. Zadała cios, przeciwnik
zdążył uskoczyć i kontratakować. Nie miała sił zablokować. Wybił jej broń, a
ona padła na ziemię z sykiem zamykając oczy.
- To już koniec. – Pomyślała nie mając już siły się
podnieść. – Nawet ten bóg Rah mi nie pomógł… - jęknęła, gdy szarpnięciem za
włosy została podniesiona.
W oddali
ujrzała szybko zbliżający się złoty blask, któremu towarzyszył tętent konia.
Nim którykolwiek z wojowników zareagował jeden z nich stracił głowę, gdy kilka
centymetrów nad jej głową świsnęło złote ostrze. Koń zatańczył w miejscu, a
mężczyzna ze złotym mieczem ciął z łatwością wojowników bojówki. Upadła na
kolana łapiąc oddech i dziękowała wybawicielowi. Złote ostrze zniknęło, gdy
padł ostatni z bojówki. Wybawiciel zsiadł z konia i podszedł do różowowłosej.
- Adanos cię wysłuchał, Hero. – Powiedział do niej
mężczyzna, na którego głosu brzmienie dostawała gęsiej skórki.
- Rah… - Spojrzała nań zdziwiona. – Skąd ty… tu?
- Wspominałem, że mój bóg kieruje już twoim losem. –Mruknął z
aroganckim uśmiechem, widząc jak mdleje z wycieńczenia. – To Hera. – Powiedział,
gdy zbliżyły się dwa konie.
- Hera! – Wykrzyknął Vigo zeskakując z siodła i podbiegając
do nieprzytomnej dziewczyny. – Rah!
- Żyje. Musi jedynie odpocząć. – Oznajmij patrząc jak Vigo
czule przytula do siebie zemdloną.
- Rozbijemy tu obóz. – Zapowiedział Adanos. – Niedługo minie
pół doby. – Mruknął patrząc na położenie księżyca. – A nasza nowa towarzyszka
będzie miała czas na odpoczynek. Arcykapłanie pozbądź się trupów.
- Jak sobie życzysz Adanosie. – Odpowiedział Rah skłaniając
się z lekkim uśmiechem na ustach.
Poczuła jak ktoś wyciera jej twarz i
moczy usta. Przełknęła wodę i podniosła rękę, którą chwycono i muśnięto ustami
nie puszczając jej. Powoli zaczęła otwierać oczy, jęknęła, gdy jasne światło ją
raziło.
-
Spokojnie. – Wymruczał znajomy głos, było w tym tyle uczucia. – Odpoczywaj… -
nie mogła sobie przypomnieć, do kogo mógł należeć.
- Za
godzinę ruszamy. – Powiedział ktoś inny, a ją na samo brzmienie tego głosu
przeszły dreszcze. Zasyczało gaszone ognisko. – Ona jedzie z nami?
-
Taka jest ma wola. – Odpowiedziała trzecia osoba, jego głos napawał jakimś
dziwnym ciepłem i ukojeniem.
-
Jak sobie życzysz Adanosie. – Odpowiedział tamten.
-
Adanos? – Pomyślała próbując sobie przypomnieć, gdzie to imię już słyszała.
Przypomniała jej się walka i wybawiciel, którym był Rah.
- Adanos cię wysłuchał, Hero. – Powiedział
do niej. – Mój bóg już kieruje twym
losem…
Usiadła gwałtownie wyrywając dłoń. Przysłoniła
oczy, przyzwyczajając je do światła i rozejrzała się po obozie. Pierwszą osobą,
którą ujrzała był białowłosy mężczyzna o złoto-srebrnych oczach patrzących na
nią. Na jego przystojnej twarzy zagościł łagodny uśmiech, który oczarował
dziewczynę. Czyjeś dłonie oparły się o jej ramiona.
-
Nie tak gwałtownie. – Poprosił znajomy głos, spojrzała w jego kierunku. Zielone
oczy, w które się wpatrywała należały do Vigo. – Jesteś jeszcze osłabiona,
musisz odpoczywać. Nic ci z nami nie grozi… - poprawił czerwone włosy w
nieładzie. Spojrzał na dziewczynę, gdy zaczęła łkać. – Hera? Coś cię boli? –
Zapytał zaniepokojony.
-
Wybacz mi. – Wyszeptała załamującym się głosem. – Nie chciałam ci wierzyć… a ty,
zawsze chciałeś mego dobra… przep… - Vigo przytulił płaczącą dziewczynę.
-
Nic nie muszę ci wybaczać. Moje łoże należy tylko do ciebie. Nikogo więcej nie
chcę…
Rah w milczeniu osiodłał konia. Pogardzał
miłością, którą darzył Vigo, Herę. Widząc zakochanych, miał ochotę ich
torturować na oczach drugiej połówki. Miłość to było tylko puste słowo, które
nie uważał za coś wartościowego. On nie kochał niczego, ból i cierpienie to
było coś, co lubił.
Adanos uśmiechnął się odczytując myśli swego arcykapłana.
Właśnie z tych powódek wybrał Nerę na arcykapłankę. Była idealnym uzupełnieniem
blondyna. Rah pełen nienawiści, Nera za to przepełniona miłością.
-
Ruszamy? – Zapytał Rah przerywając Vigo i Herze. Podprowadził białego rumaka
dla Adanosa i drugiego konia dla Lorda.
-
Tak. – Odparł Vigo pomagając podnieść się Herze, a następnie wsiąść na jego
konia. Usiadł przed nią i spojrzał na towarzyszy. Różowowłosa wtuliła się w
plecy swego wybawiciela. – Ruszajmy. Przed południem będziemy w moim pałacu.
Pojawiła się ocena Twojego bloga na http://paranienormalne-oceny.blogspot.com/ . Serdecznie zapraszam.
OdpowiedzUsuń