Rozdział szósty "Ofiara"


 Nera i Jesta po bezpiecznym opuszczeniu pałacu Vigo skierowały się w stronę klasztoru. Gdy dojechały do drogi prowadzącej do zakonu Jesta zatrzymała swego konia. Nera spojrzała na siostrę zatrzymując swego.
- Dobrze cię było zobaczyć. – Powiedziała Jesta. – Powiadom Radę Starszych Zakonu o tym, co dowiedziałaś się o planach Vigo. Ja niestety nie mam tam wstępu, musisz sama jechać.
- Dziękuję za ratunek siostrzyczko. – Wyszeptała Nera przytulając się do siostry. Łzy same popłynęły jej po policzkach. Tak długa starała się je powstrzymać, a teraz rozpłakała się jak małe dziecko w objęciach starszej siostry. Nie mogła pogodzić się z faktem opuszczenia przyjaciółek zostawionych na pastwę zdrajcy.
- Nie płacz Nero. Bądź silna i nigdy nie okazuj słabości. – Poklepała po ramieniu siostrę. – Pamiętaj cokolwiek się stanie zawsze będę z tobą siostrzyczko. Bądź silna. I odwiedź mnie w moim barze. Poznałam kilku ciekawych mężczyzn, którzy ci się spodobają. – Puściła oczko uśmiechając się.
- Obiecuję. – Wyszeptała Nera patrząc jak jej siostra odjeżdża w kierunku Jostem. Westchnęła i ponagliła konia. Droga do klasztoru zajęła jej niecały dzień. Na wieczór dotarła do bramy zakonu. Zatrzymała konia i spojrzała na strażników.
- Kto jedzie? – Zapytał jeden z wartowników podchodząc do czerwonowłosej.
- Siostra Przymierza Nera, wróciłam z ważnymi wieściami. – Powiedziała poważniejąc, gdy strażnik jej się w nikłym świetle pochodni przyglądał. Dał znak i usłyszała odsuwane rygle i jęk napiętego łańcucha zmuszonego do ruchu. Brama się otworzyła i wjechała na plac. Spojrzała na nowicjuszy w szarych szatach ćwiczących w półmroku pod czujnym okiem trenera. Podbiegł do niej fioletowowłosy wychudzony chłopiec w obdartych ubraniach. Zsiadła z konia i podała mu wodze, chłopiec poprowadził konia do stajni na tyłach klasztoru.
            Skierowała swe kroki do głównego budynku, tam po lazurowych schodach weszła na piętro i do głównej sali, gdzie przebywała Rada. Komnata była złocona, w równych od siebie odstępach stały posągi trzech bogów: Harota, Ghula i Beliara. Sufit zdobiły kamienie szlachetne tworząc gwiazdozbiory. Ściany były pokryte białym marmurem, tak samo jak podłoga zasłana jednym długim czerwonym dywanem, kończącym się przy podwyższeniu, na którym siedziała Rada Starszych Zakonu. Po obu stronach czerwonego dywanu stali siostry i bracia wyższych poziomów zaawansowania w tajemnicach tego miejsca. Ona tak jak i Hera, Vera i Vigo przeszli całe szkolenie i właśnie, dlatego zostali mianowani na strażników.
            Zatrzymała się dopiero przed podwyższeniem i uklękła oddając hołd bogom formułą Zakonną. Trzy krzesła z wysokimi zdobionymi złotem krzesłach zajmowało dwóch mężczyzn po prawej i lewej stronie kobiety.
Mężczyzna po prawej wydawał się nieobecny patrząc na przybyłą czerwonowłosą. Podobno jako jedyny potrafił rozmawiać z bóstwami. Zwłaszcza z bogiem wojny Harotem. Jego czarne włosy przetykały siwe pasma, podbródek ułożył na złożonych dłoniach patrząc szarymi nieobecnymi oczami na siostrę. Za to mężczyzna po lewej niebieskowłosy z krytyką lustrował brudne śmierdzące ubranie, porwaną bluzkę i czerwone włosy w nieładzie. Przebrał palcami stukając nimi o oparcie swego siedzenia. Kobieta wydawała się najmłodsza wśród Rady, choć jej zielone włosy już zupełnie straciły ze swej młodzieńczej świetności. Opanowanymi zielonymi oczami patrzyła na Nerę czekając na wyjaśnienia. W pobliżu podwyższenia jako jedyny stał szatyn z kręconymi włosami. Reron wielka miłość Hery.
- Wybaczcie mi. Zawiodłam klasztor. Zdrajca Vigo odebrał mi miecz i uwięził w swym pałacu… Udało mi się uciec by ostrzec Radę Starszych przed niegodziwym planem zdrajcy bogów…
- Gdzie siostra Hera? – Zapytała kobieta z Rady Starszych. – Posłaliśmy po nią Rerona, jednak jej nie było w Pałacu jej rodziny.
- Siostra Hera tak jak ja została pojmana przez Vigo. Postanowiła jednak nie uciekać.
- Także zdradziła! – Stwierdził z oburzeniem Reron patrząc na Nerę. Czarna szata zaszeleściła, gdy stanął obok klęczącej Nery. – Postanowiła zapewne oddać zdrajcy tarczę…
- Nie! – Krzyknęła Nera patrząc na Rerona. – Jak tak możesz. Hera nigdy nie zdradziłaby zakonu i przymierza!
- A jednak pozostała. – Stwierdził z naciskiem Reron patrząc w rozeźlone oczy Nery.
- Pozostała, gdyż Vigo zagroził jej śmiercią rodziny i wszystkich bliskich. Vigo jest potworem, który spełniłby swoją groźbę. Nie uciekła, ponieważ chciała chronić innych. Hera nigdy nie zdradzi Przymierza i Zakonu! A tym bardziej nie ujawni, gdzie znajduje się tarcza. – Podniosła się i spojrzała w oczy Rerona. – To, że jesteś doradcą i wybrany do zastąpienia jednego z członków Rady nie daje ci możliwości puszczać takich oskarżeń bez ujawnienia dowodów. – Stwierdziła.
- Ty także się nie popisałaś siostrzyczko. – Wysyczał Reron mrużąc oczy. – Czyżby najlepszą szermierkę w całym zakonie pokonano i odebrano święty miecz?
- Reron! – Upomniał niebieskowłosy radca. – Siostro Nero, znasz może plany Zdrajcy?
            Nera wiele czasu w lochach poświęciła by przemyśleć, jaki może mieć plan Vigo. Jednak nie potrafiła odpowiedzieć na tak proste pytanie. Miał swój cel w tym wszystkim Rah, wiedziała, że to za jego sprawą Vigo nie posłał za nią i Jestą pościgu. Obiecała blondynowi nie wspominać nikomu o nim, tak, więc odpowiedziała.
- Niestety nie odkryłam planów Zdrajcy. – Wyszeptała spuszczając wzrok na czerwony dywan.
- Doprowadź się do porządku i odpocznij Siostro Nero. Przyjmujemy na razie twój raport. – Powiedziała kobieta wstając i dając w ten znak, że koniec posiedzenia.
- Jesteś niesprawiedliwy wobec niej Reron. – Powiedziała Nera do czarnowłosego i ruszyła w stronę wyjścia.
- A może to ty tak jak i twoja siostrzyczka zdradziłaś nas wszystkich. – Uśmiechnął się z satysfakcją patrząc na zaciskającą pięści czerwonowłosą.
            Nera nie skomentowała tego. Czyżby wiedział o udziale Rah w jej ucieczce. Nie nikt nie mógł tego wiedzieć… A co jeśli jednak on wiedział?


Vera posłusznie wykonywała polecenia Rah. Najpierw zaprowadził ją do łaźni, gdzie w wielkiej kamiennej wannie została wykąpana przez służące, pod czujnym okiem blondyna. Wyszedł tylko na chwilę by przynieść jakąś białą szatę. Poklepał ją dłonią i nakazał jej nałożyć. Szata, w którą ją ubierali była z bardzo cienkiego materiału złotem haftowana przy rękawach i dekolcie. Materiał delikatnie, przyległ do jej ciała. Była to miła odmiana po szmatach, które musiała nosić jako niewolnica. Na nogi jej nałożono białe buciki z tego samego delikatnego materiału. Gdy już była uczesana i przygotowana, Rah nałożył na nią śnieżnobiały, wełniany płaszcz z obszernym kapturem, pod którym ukryła się tożsamość Very. Gotowa została wyprowadzona na dziedziniec, gdzie została wsadzona na konia.
            Vigo patrzył jak drobna postać Very była sadzana na konia. Nie widział, w co była ubrana pod płaszczem, nie mógł także dostrzec twarzy pod obszernym płaszczem. Spojrzał na wsiadającego na konia Rah. Był ubrany tak jak wtedy, gdy go pierwszy raz spotkał. Czarna szata z kapturem obszyta złotymi runami przy rękawach i dekolcie. Jak zawsze jego mentor, sługa i przyjaciel w jednej osobie patrzył na niego nie okazując żadnych uczuć.
- Panie możemy ruszać? – Zapytał Rah patrząc na wahającego się czerwonowłosego. Vigo spojrzał na niego i skinął głową ruszając jako pierwszy.
            Podróż trwała zaledwie trzy dni. Vigo nigdy nie zdawał sobie sprawy, jak blisko znajdowały się góry Fashbeer, w dawnych czasach zwane także Szczytami Anosa.
            Góry Fashbeer otaczały gęsty las, przez który musieli się przedrzeć by dotrzeć do podnóża góry. Gdyby nie obecność Rah czerwonowłosy już dawno by się zgubił. Ruszyli kamienną dróżką gęsiego, - przodem podążał Rah, później Vera, a on na końcu. Mżawka, która im przez całą podróż towarzyszyło sprawiła, że musieli być ostrożni. W końcu dotarli na występ skalny, gdzie mogli spokojnie stanąć, bez obawy spadnięcia.
            Przed ich oczami ukazała się wykuta w skale wielka brama. Wydawała się zniszczona, gdy jednak Rah się do niej zbliżył. Brama zalśniła złotem, a tuż nad nią był wyryty napis.
„To dom Adanosa, każdy, kto tu wchodzi. A nie jest jego pokornym sługą zginie z ręki demona.”
            Z czasów szkolenia w zakonie pamiętał, że tą bramę nazywano „Bramą demona”. Nikt, kto przez nią przeszedł nie powrócił. Jednak wiedział, że to kłamstwo. Jego pradziad wszedł i zawarł z bogiem pakt, który dotyczył jego osoby.
            Brama się otworzyła, a oni przekroczyli jej próg. Wrota się za nimi zamknęły. Znaleźli się w długim korytarzu. Pod stropem znajdowały się kryształy jasno świeciły, były trochę większe od dłoni, zakończone ostro, gdyby spadły zabiłyby.
            Vera zrobiła niepewny ruch. Cała drżała to miejsce napawało ją paraliżującym strachem. Była tu tylko raz, wtedy nie bała się tego miejsca. Jednak do spotkania z Dess nie była świadoma, co to jest strach. Bestia jej pozwoliła wejść do Świętej komnaty za bramą demona pod warunkiem wyrzeknięcia się bogów. Dziewczyna była tak zdesperowana, że uczyniła to. Widziała to piękne, a zarazem przerażające miejsce z kryształowym ołtarzem. Otuliła się szczelniej płaszczem, ruszając za blondynem.
Wkroczyli do jasno oświetlonej groty. Wydawała się ona wyrzeźbiona w szmaragdzie. Mieniła się różnymi odcieniami zieleni sprawiając wrażenie trawy. Złotem wyłożona dróżka była tak szeroka, że w ramię w ramię mogło przejść troje ludzi. Na końcu groty była widoczna wielka czarna skała, przy której znajdował się drewniany most i złote wysokie na trzy piętra kolejna brama demona.
To, co wydawało się skałą tak naprawdę było bestią, którą Vera dobrze znała. Człekokształtny potwór miał z trzy wysokości człowieka, całe pokryte futrem. Czarne oczy bestii były okrągłe i blisko osadzone na przypominającej ludzką czaszkę. Stworzenie dostrzegając blondyna padło na cztery wielkie jak pnie łapy.
- Kim jest dla was Adanos. – Z gardła wydobył się charczący głos, a czarne okrągłe oczy spojrzały na czerwonowłosego i niebieskowłosą. – I co tu robi kolejny niewierny? – Wyszczerzył imponująco duże pożółkłe zęby w stronę Vigo.
- Adanos jest jedynym, prawdziwym, sprawiedliwym bogiem. Wyrzekam się starych bogów i chcę czcić Adanosa. – Powiedział Vigo patrząc bez strachu na bestię. Miał ochronę przed nią Święta zbroję, którą ukradł z Zakonu zapewniała mu bezpieczeństwo.
- Dess opuść most. – Poprosił opanowanym głosem Rah. – Adanos nas oczekuje.
- Służba Adanosowi jest mym wiecznym życiem. – Zaryczał stwór opuszczając most nad spokojnie płynącą rzeką.
            Vera dobrze wiedziała, że ta rzeka, choć spokojna skrywa bardzo niebezpieczne stwory, które tylko czekają na dotkniecie tafli wody.
– Zdejmij zbroję wierzący. – Powiedział Dess patrząc na Vigo.
Lord spojrzał na blondyna, który kiwną głową. Ściągnął Świętą zbroję i ruszył za Rah i Verą.
Komnata, która znajdowała się za bramą demona była skąpana w złocie i diamentach. Na sklepieniu jak kolorowe gwiazdozbiory lśniły kamienie szlachetne. Kryształowy ołtarz stał po środku pomieszczenia. Stojące cztery figury przedstawiające nagie kobiety stały w rogach ołtarza podtrzymując coś, co przypominało baldachim z jakimś dziwnym symbolem, który oświetlał to miejsce światłem słońca i księżyca jednocześnie.
Rah milcząc podszedł do ołtarza i spojrzał na otuloną płaszczem Verę.
- Twa kolej. – Zwrócił się do niej wskazując kryształowy ołtarz. Dziewczyna cała drżąc podeszła do blondyna, który zdjął jej płaszcz i nakazał się położyć. – Kiedy do ciebie przyjdzie nie ujrzysz go, ale poczujesz. Musisz oddać ciało i duszę, gdy po ciebie przyjdzie. Pozwól by cię pojął, opierając się będzie cię bolało.
            Vera skinęła w milczeniu głową i położyła się na ołtarzu. Poczuła zimno kryształu, na którym leżała. Zamknęła oczy, słysząc wypowiadane w dziwnym języku słowa. Usłyszała ostatnie wersy zaklęcia wypowiadanego przez Rah i klaśnięcie w dłonie. Potem już nic.
            Vigo w milczeniu obserwował, co robi blondyn. Słowa, które wypowiadał były dziwne i nie do powtórzenia. Rah cofnął się stając obok niego i klasnął w dłonie. Ręce posągów poruszyły się zasłaniając ołtarz czarną mieniącą się gwiazdami zasłoną. W tym momencie poczuł jak coś przenika przez niego mrożąc go na kość, cierpienie i ukojenie. Trwało to tylko chwilę, ale sprawiło, że zadrżał ze strachu przed tak potężną istotą.
- Przybył. – Powiedział z uwielbieniem Rah patrząc na zakryty kotarą ołtarz. – Bóg powraca…

            Vera nie słysząc żadnych dźwięków i czując, że zimno ołtarza zniknęło otworzyła oczy. Jednak nic po za kosmosem nie wiedziała. Ogarnął ją niewyobrażalny ból, chciała krzyknąć jednak nie mogła. Ból zniknął za sprawą czyjegoś dotyku. Niepewnie się rozejrzała, jednak nikogo nie dostrzegła. Twardość ołtarza zastąpiła miękkość łoża. Coś ją dotykało, pieściło jej ciało. Czuła obecność fizyczną niewidzialnego kochanka, jednak nie mogła go ani dotknąć, ani zobaczyć. Zdała sobie sprawę, że to właśnie miał na myśli Rah. Zamknęła oczy i oddała się bogowi.
- Moje ciało należy do ciebie, tak jak dusza na wieki. – Wyszeptała czując rosnącą w niej rozkosz.
- Tylko tyle chciałem usłyszeć. – Przemówił tuż przy jej uchu ciepły męski głos. Poczuła dotyk dłoni na policzku. – Otwórz oczy ma wybranko. Już więcej nie zaznasz cierpienia będąc ze mną. Nikt nie zrani mojej bogini. Jesteś pierwszą śmiertelniczką, która stała się nieśmiertelna. – Szeptał głos. Pierwsze, co ujrzała po podniesieniu powiek były to złoto-srebrne oczy, najpiękniejsze, jakie widziała. - Dzięki twemu poświęceniu stanę się cielesny na pół doby. – Powiedział do niej, gdy ta badała wzrokiem jego twarz.
Przystojną twarz mężczyzny okalały długie, białe włosy, mieniące się niczym srebro. Wąskie usta uśmiechały się do niej ciepło. Na środku czoła mężczyzny był srebrzysty sierp księżyca, który powoli znikał.
- Boże…Jestem twą ofiarą. – Wyszeptała nie mogąc nasycić oczu mężczyzną.
- Wiem o tym. Sam cię wybrałem do tego. – Musnął jej czoło, Vera poczuła ciepło rozpływające się po całym ciele. – Będziesz mą wieczną kochanką. Spełnię jedną twą zachciankę za wynagrodzenie twej ofiary.
- Moje? – Zapytała niepewnie. – Nie chcę by Vigo zdobył kuszę i cię uśmiercił…
- Nie martw się. – Jego dotyk uspokoił dziewczynę. – Vigo stał się naszym sługą. Kusza, o którą tak się martwisz nie ma mocy by mnie uśmiercić. – Uśmiechnął się uspokajająco do niebieskowłosej przeczesując jej włosy. Niepewnie wyciągnęła rękę przeczesując białe jedwabiste włosy boga. – Jestem realny. – Zaśmiał się odczytując myśli dziewczyny. – Ale tylko przez pół doby, po upływie tego czasu będziemy musieli powtórzyć obrządek. – Spoważniał, a Vera zarumieniła się to słysząc. Bóg się wyprostował i usiadł obok niej na łożu. Dopiero teraz mogła mu się dokładniej przyjrzeć.
Wyglądał jak piękny posąg, który raz widziała wraz z Jestą, gdy zakradły się na zakazane piętro w Zakonie. Później słuchały połajanki od Rady Starszych Zakonu. Podciągnęła się i usiadła obok boga dotykając pięknie zarysowanym mięśniom.
- Już czas. – Powiedział, a jego ciało pokryło się białą szatą haftowaną złotem. – Chodź do mnie. – Spojrzał złoto-srebrnymi oczami na niebieskowłosą, która wtuliła się w jego objęcia.

            Vigo spojrzał niepewnie na Rah, który w skupieniu czekał. Minęło już sporo czasu i nic się nie działo. Za kotarą było tak cicho, sam nie wiedział, czego ma się spodziewać. Już chciał się odezwać i zapytać ile to będzie trwać, gdy usłyszał.
- Ofiara spełniona. – Odezwał się męski głos napawający ciepłem. A posągi uniosły zasłonę ukazując siedzącego na ołtarzu przystojnego mężczyznę w białych szatach i wtuloną w niego Verę.
- Adanosie. – Powiedział Rah klękając na jedno kolano. Vigo nie potrafił oderwać oczu od boga. Wyglądał jak człowiek jednak moc, którą emanował nie mogła należeć do nikogo. Złoto-srebrne oczy boga spojrzały, na Vigo. – Będziesz nagrodzony. Twa wybranka już do ciebie zdąża. Pora odebrać to, co nam odebrano. – Przeczesał dłonią włosy Very patrząc jej przy tym w oczy.
- Tobie Panie. – Wyszeptała wtulona w niego Vera.
- Adanosie. – Upomniał ją i lekko się uśmiechnął. Wstał i wraz niesioną Verą skierował się do wrót. – Arcykapłanie. – Zatrzymał się i spojrzał na wstającego blondyna. – Ta harda czerwonowłosa przyda się jako arcykapłanka mej bogini.
- Mówisz Adanosie o Nerze? – Zaskoczony blondyn otworzył szeroko oczy.
- Tak. Wybrałem ją na arcykapłankę mej bogini. Tylko ona będzie mogła porozumiewać się z Verą i tylko przez nią będę spełniał jedno życzenie w dniu ofiary bogini. Rah nauczysz ją mej magii. – Adanos przeszedł przez złote wrota, do szmaragdowej groty.
            Bestia leżała na ziemi szepcząc modlitwę do boga Adanosa. Drżała cała, gdy przechodził obok, kierując się ku wyjściu.
- Idziemy, Vigo. – Warknął Rah ruszając za bogiem. Nie podobało mu się te zadanie, Adanos doskonale wiedział, że ta naiwna i głupia dziewucha go denerwuje. Chociaż… nauczanie na kapłankę jest bardziej bolesne od szkolenia samej magii. Uśmiechnął się złowróżbnie wsiadając na białego rumaka. – Będzie mnie błagać o śmierć…

            Hera przez pewien czas błądziła po lesie szukając odpowiedniej drogi. Nie było to proste, ponieważ po tym jak Rah ją pozostawił na rozstaju dróg, które nie prowadziły do klasztoru i zważając na późną porę, zabłądziła. Minęło kilka godzin zanim odnalazła drogowskaz i ruszyła w stronę klasztoru.
            Szła wolniej niż zamierzała. Zmęczenie truchtem i niedożywienie dawały o sobie znać. Musiała jak najszybciej dotrzeć do klasztoru by ostrzec Radę przed Reronem. Kochała tego mężczyznę i nie potrafiła się pogodzić z tym, co usłyszała i zobaczyła. Vigo wcale nie zdradził, teraz sobie przypomniała proces czerwonowłosego. Jedynym naocznym świadkiem był Reron, podobno wiedział jak Vigo czytał zakazane księgi o bluźnierczym bogu-demonie. Chłopak nie zaprzeczał, że czytał, ale i nie potwierdził. Po prostu milczał cały proces wysłuchując opinii innych. Teraz zdała sobie sprawę, że nie zrobił tego ze wzgląd na wuja. Pozwolił się wygnać i orzekną zdrajcą by nie spotkały żadne konsekwencje Sióstr Przymierza Miecza. A może ze względu na nią? Zawsze adorował ją i proponował by była z nim. A ona zawsze odpowiadała nie, zauroczona Reronem.
            Zatrzymała się zaskoczona swymi przemyśleniami. Dlaczego teraz myślała, że mogłaby być z Vigo, choć całą sobą wcześniej temu zaprzeczała. Role się odwróciły, gdy poznała prawdę. Postrzegała teraz Rerona jako zdrajcę, a Vigo niesłusznie skazanego na wygnanie. Pokręciła głową ruszając dalej. Musiała ostrzec radę przed Reronem. Musiała odzyskać tarczę, którą oddała dla Rerona by ją ukrył. Nie może pozwolić by ten z chorymi aspiracjami człowiek został jednym z Rady, a tym bardziej posiadł wiedzę bogów.
            Doszła do zakonu dopiero w południe dwa dni później. Zatrzymała się przed wartownikiem, który nakazał wpuszczenie siostry, którą rozpoznał. Od razu została skierowana do sali, w której znajdowała się rada. Nie pozwolili jej się odświeżyć, w poniszczonej brudnej sukience stanęła przed Radą Starszych Zakonu. Gdzieś w tłumie zauważyła swoją przyjaciółkę, a przy podwyższeniu Rerona. Poświęciła jedno oskarżające spojrzenie Reronowi, któremu oczy zalśniły, gdy zdał sobie sprawę, że ona wie. Uśmiechnął się do niej.
- Rado Starszych. – Skłoniła się z szacunkiem. – Jestem Hera Siostra Przymierza Miecza. Mam bardzo złą wiadomość. Wśród nas jest zdrajca..
- Gdzie tarcza? – Zapytał bezceremonialnie Reron patrząc w dziewczyny oczy bez strachu.
- Właśnie, dlatego tu przybyłam. – Powiedziała nie spuszczając wzroku ze zdrajcy i kontynuowała. – Byłam głupia ufając Zdrajcy i powierzając mu tarczę…
- Zdradziłaś! – Z oburzeniem i udając zaskoczenie odwrócił się do Rady Starszych Zakonu Reron. – Najwyższa Rado oddała tarczę Zdrajcy Vigo!
- Nie! – Zaprzeczyła gwałtownym ruchem głowy, widząc jak Reron wszystko odwraca na swoją korzyść. – Nie zdradziłam Zakonu! Reron to ty jesteś zdrajcą! Zapłaciłeś Vigo by zabił Dess strażnika bramy demona! – Wykrzyczała prosto w plecy odwróconego do niej szatyna. Po sali rozległ się szmer zaniepokojonych wojowników. Każdy wiedział, czym był Dess i kogo pilnował. Demona, którego wszyscy się obawiają ona sama drżała na samo wspomnienie o strażniku. – Chcesz nas wszystkich zamordować i stać się bogiem!
- Bluźni! – Usłyszała za sobą czyjś głos.
- Zdradziła! – Ktoś inny krzyknął z oburzenia.
- Jeszcze kłamie!
            Reron był szanowany, ona także go szanowała dopóki Vigo nie pokazał jej szatyna prawdziwe oblicze. Wstrząsnęło ją to do głębnie, żałowała, że nie może wezwać na światka czerwonowłosego. Teraz ona mówiąc o nikczemnym spisku Rerona pogrążyła się.
Widziała miny rady, widziała jak Reron uśmiecha się tryumfalnie. Odwróciła się przeszukując tłum, chciała wiedzieć czy Nera jej uwierzyła, jednak nie dostrzegła przyjaciółki. Nie miała wyboru, decyzja zapadła. Wybór, jaki miała to zostać i zginąć bez walki, albo uciec i walczyć o prawdę.
Wybiegła z komnaty nim ktokolwiek się zorientował. Za nią rozległy się wzburzone krzyki. Wybiegła na plac za klasztorem, gdzie była stajnia. Ukryła się za filarem, gdy przebiegło obok niej kilku strażników zaalarmowanych krzykami. Była tak blisko stajni by wziąć konia i uciekać, gdy ktoś ją złapał za rękę i wciągnął w ciemny kąt zasłaniając usta by nie krzyczała.
- To ja Nera. – Wyszeptała jej na ucho dziewczyna, puszczając różowowłosą. – Strażników nie ma przy tylnej bramie. Pobiegli zawiadomieni krzykami. To najszybszy koń, jakiego zdołałam znaleźć, i broń. Przepraszam, że tylko tyle… - Szeptała wciskając jej lejce czarnego rumaka i długi nóż. – Uciekaj. Schroń się u Jesty, tam cię później znajdę. – Przytuliła przyjaciółkę ostatni raz. – Odwrócę ich uwagę. – Uśmiechnęła się i pobiegła w stronę schodów. – Pobiegła w kierunku głównego placu! – Krzyknęła do wojowników z bojówki.
- Dziękuję. – Odpowiedziała wsiadając na konia i poganiając go uciekła z Zakonu. – Gdzie mam jechać? U siostry Nery będą mnie szukać. – Zastanowiła się zmuszając konia do galopu.
            Łzy popłynęły jej po policzkach. Była sama nie mogła liczyć na niczyją pomoc. To, co znała i kochała było kłamstwem. Zakon zniszczy każdego zagrażającego wierze w bogów. Vigo! To właśnie on w tej chwili przyszedł jej do głowy. Jeśli poprosiłaby go o pomoc… zacisnęła powieki. Nie mogła tego zrobić, po tym, co powiedziała. Nie może tak po prostu prosić o pomoc. Jednak, dlaczego na rozwidleniu dróg wybrała właśnie tą drogę do jego pałacu.?
            Zawyły rogi. Pościg trwał, już sporo czasu. Choć zyskała nieco czasu, jednak nie wystarczająco dużo. Poganiała konia, ale on zmęczony biegł coraz wolniej. Zeskoczyła z grzbietu zwierzęcia i klepnęła go w zad by zmylić pościg. Wbiegła w las. Mogła się ukryć w pobliskiej wiosce, tylko musiała tam dotrzeć.
            Wyszła z drugiej strony lasu, zmęczona przedzieraniem się. Wioska była już dość blisko, widziała w oddali jej światła. Szczęk stali uświadomił jej, że nie jest sama. Była otoczona. Ze wszystkich stron wojownicy w skórzanych zbrojach ze znakiem Zakonu zbliżali się do niej z wyjętą zbroją. Nie udało jej się zmylić bojówki.
- Bogowie dodajcie mi sił. – Wyszeptała przygotowując się do walki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz