Rozdział ósmy "Dziwny sen"


Jesta podniosła powieki. W głowie jej się kręciło, nie mogła zebrać myśli. Wisiała przykuta do zimnej kamiennej ściany. Migotliwy blask pochodni oświetlał półmrokiem komnatę. W ścianach nie było okien, więc nie mogła określić, czy to dzień, czy noc. Na drewnianych, solidnych drzwiach, które znajdowały się naprzeciwko był wypalony dziwny symbol. Ozdobna litera A otoczona okręgiem cierni, symbol był przekreślony przez głębokie cięcie.
Bardziej wyczuła, niż zobaczyła cień, który srebrzystymi pałającymi nienawiścią oczami ją obserwował. Nie miała pojęcia, kim, czy też, czym był. Jednak fala cierpienia emanująca od tego czegoś, przerażała ją. Zamknęła oczy by nie widzieć i nie czuć tej osobliwej magii.
Drzwi ze skrzypieniem długo nieużywanych zawiasów otworzyły się, a do środka wszedł szatyn. Jego ciemne, kręcone włosy opadały na czarną szatę z zdobionym trójkątnym dekoltem, w którą był ubrany. Zielone oczy sprawiające zawsze wrażenie łagodnych, tym razem nie wróżyły nic dobrego dla wiszącej dziewczyny. Zamknął za sobą drzwi, wyczarował kulę ognia, która wzleciała pod sklepienie, gdzie także znajdował się symbol taki sam jak na drzwiach.
Kula ognia oświetliła całe pomieszczenie sprawiając, że cień ze srebrzystymi oczami nie mógł się ukryć. Jesta chciała się przyjrzeć tej dziwnej postaci, jednak ona nadal była niewyraźna spowita jakimś dziwnym mrokiem. Teraz jej uwagę przyciągną podchodzący mężczyzna.
Rozpoznała go od razu, gdy tylko wszedł. Nigdy go nie lubiła, nawet jak na mężczyznę nie spełniał jej najmniejszych oczekiwań. A po zasadzce, jaką urządził na nią stracił w jej oczach resztki godności.
- Nie wiem, co Hera w nim widzi. – Przemknęło przez myśl, gdy wyciągał jej knebel z ust. - Czego chcesz ode mnie? – zapytała i kątem oka dostrzegła, że zjawa spowita mrokiem podpływa, do Rerona. Była zdziwiona, że szatyn nie dostrzegł tego czegoś. Cień nachylił się nad uchem zakonnika, wyglądało to tak jakby coś szeptało do niego.
- Twojego cierpienia. – wysyczał szatyn. Jesta leciutko się uśmiechnęła.
- Prędzej umrę. – stwierdziła z przekąsem jak to miała w zwyczaju.
- To się da załatwić. – Rerona uśmiech nie przypominał, żadnego, z których znała. Ten był bardziej demoniczny, nie ludzki. – Ale najpierw powiesz mi wszystko, co wiesz…
            Cień stojący obok Rerona spojrzał jej prosto w oczy, zajrzał do jej duszy i sprawił, że zaczęła krzyczeć. Nie potrafiła zamknąć oczy, nie miała siły odwrócić wzroku to, co widziała w srebrzystych oczach sprawiało jej ból. Wizje, które jej pokazywał jeszcze bardziej potęgowały doznawane cierpienie. Chciała by przestał.
- To dopiero początek. – wysyczał Reron, a jego oczy były zamglone. – Mój brat nie zdobędzie arcykapłanki dla tej zdziry.
- Kim… jesteś? – wysapała łapiąc oddech. Teraz była pewna, że Reron został opętany.
- Znany jestem pod wieloma imionami. Jednym z nich jest Deva. – głos Rerona sprawił, że nadeszła nowa fala cierpienia i kolejne obrazy. Jej wrzask roznosił się po całej komnacie. – Byłaś kochanką Rah jedynego, który po części potrafi dorównać mi okrucieństwem. Nie powinnaś uwalniać siostry…
- Błagam nie krzywdź jej… - jęknęła zdławionym przez łzy głosem. – Ona jest niewinna… nie potrafi zabić nawet zwierzęcia… błagam nie rób jej krzywdy…
- Czeka ją taki sam los, co wszystkich. – Śmiech rozniósł się po całej komnacie, był tak przerażający, że Jesta drżała ze strachu. Wiedziała, że to, co jej pokazał czeka na nią. Modliła się do bogów, by śmierć nadeszła szybko.


            Obudziła się na dziwnej polanie. Porastała ją błękitna trawa i otaczały drzewa o brązowych liściach i zielonych pniach, wszystko w około było lekko rozmazane.
Nera przetarła brązowe oczy i rozejrzała się zastanawiając się, gdzie jest. Nie znała tego miejsca była tego pewna. Dostrzegła wyłaniającego się z cienia wielkiego świerka mężczyznę.
Mglisty wiatr rozwiał jej czerwone włosy. Przymrużyła oczy by dostrzec postać, ale napływająca znikąd mgła uniemożliwiała to. Podniosła się obserwując sylwetkę postaci we mgle. Zgarnęła nawiane przez wiatr włosy ręką do tyłu. Wiatr ucichł i mgła opadła.
Serce Nery zabiło szybciej, ku niej szedł blondyn. Lekko rozchyliła usta by zapytać, co on tu robi? Uciszył ją palcem. Chwycił jej twarz w dłonie i pocałował. Rozszerzyła szeroko oczy z zaskoczenia.
Pocałunek był namiętny, ale i brutalny. Nie tego się spodziewała w swoich fantazjach. Dłonie blondyna zsunęły się na pośladki. Impuls był natychmiastowy odepchnęła od siebie mężczyznę. Łapiąc oddech i próbując uspokoić serce spojrzała na blondyna. Z zaskoczenia zamrugała dwa razy, gdy zamiast mężczyzny ujrzała błękitnowłosą.
- Vera? – zapytała zaskoczona patrząc na dziewczynę.
Vera, którą znała uśmiechała się tak jak teraz, gdy myślała o swej pierwszej miłości - Vigo. Zachichotała jakby coś napsociła.
- Taki on jest. – zachichotała ponownie. – Przepraszam Nero, za ten głupi żart. Miałaś taką zabawną minę…
- Vera? – wyszeptała niedowierzająco patrząc na przyjaciółkę.
- Nic mi nie zrobił. Mój Bóg ocalił me śmiertelne życie. – machnęła ręką zbywając napływające w głowie Nery pytania. – Mam mało czasu. Mój Bóg nie wie, że tu jestem. Jest zajęty wraz, z Vigo i Rah. Jakie to ciekawe doznanie pleść sny… - zamyśliła się na chwilę patrząc przed siebie. – niedługo pora na rytuał, więc muszę się pośpieszyć. Uważnie mnie posłuchaj, gdy się obudzisz zapomnisz o tym śnie. Jeszcze nie potrafię sprawić by wyraźnie je pamiętano.
- Nie rozumiem.
- Wszystko wyjaśnię, gdy się spotkamy. Pamiętaj, gdy coś ci zagrozi przeklnij w moim imieniu. Wtedy cię uratuję.
- Powiedziałaś, że zapomnę sen, więc jak mam pamiętać. – nie rozumiejąc potrząsnęła głową.
            Vera podeszła do czerwonowłosej i zapatrzyła się w jej oczy.
- Nie zapamiętasz snu, ale będziesz pamiętać, że to ważne, gdy zagrozi ci niebezpieczeństwo przeklnij w moim imieniu. Błagam cię Nera, jeśli tego nie zrobisz, już nigdy się nie spotkamy. Mój bóg zabija wszystkich niewiernych, tylko w ten sposób mogę cię ochronić. – złota łza spłynęła po bladym policzku dziewczyny. Musnęła usta Nerę i zniknęła. Tak samo jak las i łąka. Rozłożyła ręce i zamknęła oczy, gdy zaczęła spadać w pustkę.
            Zerwała się z łóżka ciężko dysząc. To był bardzo dziwny sen, wiedziała o tym, ale nie mogła sobie przypomnieć, o czym był. Dotknęła ust, miała wrażenie, że chciała czegoś więcej, ale nie wiedziała, czego.
- Nero uspokój się. To tylko sen. – pokręciła głową patrząc na nocnie niebo widziane przez okno. Podeszła do niego i oparła się o parapet. Nocny wiatr owiał jej twarz rozwiewając włosy. Delikatny uśmiech zagościł na jej ustach. Westchnęła przeciągle.
Podeszła do drewnianego stolika, na, którym stał dzbanek i metalowa miska. A nad nim wisiało niewielkie lusterko, które dostała od Jesty. Nalała do miski wody i obmyła twarz z resztek snu. Wytarła się i wyciągnęła z kufra skórzane spodnie i męską koszulę.
Nie lubiła kobiecych strojów, czy też szat, jakie była zmuszona nosić w zakonie. Zawsze twierdziła, że one krepują ruchy. Naciągnęła koszulę przez głowę nie chcąc się bawić z rozpinaniem i zapinaniem guzików. Włożyła spodnie, które idealnie przylegały do ciała i tym samym nie krępowały jej ruchów. Zapięła pas, do którego była przymocowana pochwa z mieczem. Przeczesała palcami włosy i ruszyła ku drzwiom. Miała zamiar trochę poćwiczyć. Machaniem mieczem zawsze ją uspokajało, choć zabijała niechętnie.
            Miała już nacisnąć klamkę, gdy rozległo się walenie do drzwi. Otworzyła je i spojrzała na nastolatka stojącego przed nią. Fioletowe włosy miał ścięte bardzo krótko, a szare oczy patrzyły na nią zaskoczone.
- Coś się stało? – zapytała, przyglądając się chłopcu ubranego w zieloną szatę klasztoru, co świadczyło, że jest w trzecim kręgu wtajemniczenia.
- Rada starszych zakonu cię wzywa… - powiedział nadal na nią patrząc.
            Skinęła głową, że rozumie i pozwoliła mu odejść. Była ciekawa, o co chodzi, dlaczego jest wzywana w środku nocy. Ruszyła korytarzem ku Komnacie Rady. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz