Rozdział czwarty "Bolesna prawda - łzy Hery"


W przestronnym pokoju paliło się tylko kilka świec i wesoło trzaskał ogień w kominku. Na jednej ze ścian wysiały gobeliny. Inne ściany zastawiały regały z księgami. A w czerwono-niebieskie wzory dywany zasłaniały całą podłogę.
            Vigo stał w cieniu spoglądając przez okno na dziedziniec. Zamyślona i zmęczona twarz mężczyzny wydawała się należeć do innej osoby. Kogoś o wiele lat starszego od czerwonowłosego.
- Panie wzywałeś. – Powiedział blondyn skłaniając się i podchodząc do biurka, misternie rzeźbionego z różanego drzewa. Spojrzał na leżącą kopertę z pieczęcią rodową w kształcie głowy lwa. – Reron? – Zapytał Rah spoglądając na Vigo.
- Chce spotkania.
- Zamierzasz wypełnić zlecenie i zabić Dess? A tym samym potępić mego Boga Adanosa?
- Nie zrezygnuję z niej. Nawet twój sprawiedliwy Bóg nie odbierze mi miłości do Hery. Nigdy się jej nie wyrzeknę. – Powiedział nawet nie patrząc na Rah. Blond włosy mężczyzna podniósł list i przeczytał go w ciszy.
- Tylko w ten sposób ją zdobędziesz. Tylko wyrzekając się tak cennej dla ciebie rzeczy jak miłość, zdobędziesz ją. Jeśli wyrzekniesz się bogów i poświęcisz swoje życie Adanosowi zostaniesz wynagrodzony.
- Dlaczego mnie wybrał?
- Vigo dobrze znasz odpowiedź. Twój dziadek zawarł pakt z Adanosem. To, dlatego zostałem przysłany do ciebie by cię uczyć i podarować tę moc. Adanos jest jedynym prawdziwym i sprawiedliwym bogiem. To jego świat. Świat, który został mu brutalnie skradziony. Przez Harota, Beliara i Ghula, fałszywych bogów… - Wypowiedział imiona bogów z taką pogardą, że Vigo odwrócił się by spojrzeć w wykrzywioną nienawiścią twarz Rah. Jednak blondyn okazywał tylko zimne opanowanie.
Znał go już wiele lat, jednak nigdy nie mógł dostrzec nic prócz radowania się cierpieniem innych.
- Fałszywi bogowie? Rah ja nadal na Harota wierzę w tych bogów! Słuchanie tego jest bluźnierstwem!
- Jeszcze mój drogi uczniu zmienisz zdanie o nich. Ani Harot, ani Beliar, nawet Ghul nie spełnią twych modłów by ona była twoja. Będzie twoja jak się wyrzekniesz. – Stwierdził chłodno Rah.
- Dawno mnie nie nazywałeś uczniem. Miałem wielką nadzieję więcej tego nie słyszeć.
- Nadzieja matką głupców jak kiedyś powiedział twój dziadek. Co zamierzasz uczynić w sprawie spotkania tego robaka? Będziesz z nim rozmawiał o zniszczeniu Dess?
            Vigo odwrócił się ponownie do okna. Westchnął ciężko przecierając twarz.
- A mam jakiś wybór? I tak przybędzie tu jutro.
- Mówiłeś kiedyś o dwóch rozwiązaniach, które zakończą w końcu ten dział. Jedno to zabicie Dess i zostanie pokornym sługą pod rządami Rerona. A jakie jest te drugie?
- Chyba się domyślasz. Jeśliby przyjęła mnie nie robiłbym tego, zostawiłbym wszystko tak jak jest…
- Dlaczego nie bierzesz pod uwagę trzeciego wyjścia? – Zapytał, Rah patrząc na przygarbioną sylwetkę Lorda.
- Chcę by ona była przy tej rozmowie. Tak by on jej nie widział. Powinna poznać prawdziwe oblicze Rerona. – Wyprostował się i odwrócił w stronę sługi i mentora w jednym. – A teraz chciałbym zostać sam. – Rozkazał.
- Jak sobie życzysz mój Lordzie. – Powiedział z szacunkiem skłonił się i opuścił komnatę.
            Trzecie wyjście. Nigdy tego nie brał pod uwagę. Bez Hery nie widział swego życia. Jeśli by go przyjęła byłby najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Ale jeśli nie, mógłby równie dobrze zostać niewolnikiem bez przyszłości. Żałował tych ostrych słów, które jej powiedział. Nie chciał nigdy więcej widzieć tego przerażenia w jej oczach. Nigdy więcej. Jednak trzecie wyjście… dawało wielkie możliwości, ale warunków tego nie potrafił spełnić. Wyrzec się wszystkiego, co mu wpajano od dziecka? Czy potrafiłby? Zadawał sobie już to pytanie tyle razy, ale nadal nie znał na nie odpowiedzi.
- Jutro rozstrzygnie się wszystko. – Stwierdził patrząc w noc za oknem.


            Dzień był wietrzny, ale gość przybył zgodnie z czasem. Widział, go jak zsiada z czarnego rumaka i poprawia kołnierz płaszcza. Od wczorajszej rozmowy z Rah nie odzywali się do siebie, były tylko grzecznościowe zwroty.
- Już czas. Przyprowadź ją do komnaty spotkań. – Wydał polecenie wychodząc.
- Jak sobie życzysz panie. – Powiedział blondyn do zamykających się drzwi. Spojrzał przelotnie przez okno. I ruszył do lochów, po Herę.
Komnata spotkań była duża. Gobeliny od sufitu do samej podłogi zdobiły obie ściany naprzeciwko siebie. Szklany dach wpuszczał do środka południowe słońce. A czerwone dywany zaścielały prawie całą marmurową podłogę. Okrągły stół stał po środku komnaty, a wokół niego ustawione były krzesła z czerwonym obiciem. Jedno ze zdobieniami stało naprzeciwko wejścia. Właśnie na nim czekał na przybycie gościa Vigo.
Do komnaty wszedł ciągnąc ze sobą różowowłosą Rah.
- Zrobiłem jak kazałeś. – Popchnął dziewczynę przed sobą w stronę Vigo. Czerwonowłosy wstał i podszedł do Hery.
- Zobaczysz, jaki jest naprawdę wybranek twego serca. Mam wielką nadzieję, że zmienisz po tym spotkaniu zdanie o mnie. – Powiedział mrużąc oczy, wyciągnął rękę by dotknąć jej policzka, ale zrobiła unik. Wyprostował się dumnie i spojrzał Rah w oczy. – Ma nie mówić, nie ruszać się i oczywiście niewidoczna dla oczu naszych gości. Jednak niech słyszy i widzi.
- Jak sobie życzysz Panie. – Odpowiedział kłaniając się Rah. Zaprowadził dziewczynę za krzesło, na którym siedział Vigo. Postawił ją obok siebie. – Będzie boleć. – Wyszeptał dziewczynie na ucho, jednocześnie zaczynając używać magii.
Hera poczuła jak przez jej całe ciało przechodzi prąd. Ból jak ostrzegał Rah był ogromny. Każda cząsteczka jej ciała krzyczała rozdzierana na jeszcze mniejsze części.
            Drzwi do komnaty się otworzyły, a Vigo przeniósł wzrok z Rah na wchodzącego przybysza. Mężczyzna był równie wysoki, co Lord. Przystojną twarz okalały czarne kręcone włosy. Zielone oczy były łagodne i uczciwe, usta rozciągnięte w uprzejmym i życzliwym uśmiechu. Ubrany w długi teraz, rozpięty płaszcz, spod niego wystawała czarna długa szata ze złoceniami przy trójkątnym dekolcie. Za nim kroczyło dwóch postawnych strażników w skórzanych uniformach z insygniami klanu szatyna.
            Co on tu robi? - Przemknęło przez myśl różowowłosej. Wpatrywała się w niego tak intensywnie, że spojrzał w jej kierunku. Jednak jej nie dostrzegł, bo tylko uśmiechnął się i skinął głową Rah. Spróbowała użyć magii by dać znać szatynowi, jednak to spowodowało jeszcze większy ból.
- Nie radzę. Nie zobaczy cię, nie usłyszy i nawet nie poczuje. Sprawisz sobie niepotrzebny ból. – Mruknął do niej blondyn z nutką satysfakcji.
- Reron. – Niemo wypowiadały jej usta.
- Vigo. – Skinął głową szatyn na powitanie.
- Reron. – Odpowiedział czerwonowłosy skinieniem głowy.
- Zrobisz to? – Zapytał bezpośrednio szatyn patrząc w oczy Lorda.
- Jeszcze zastanawiam się. Nie wiem nadal, co z tego będę miał. – Skrzyżował ramiona. – I zastanawiam się, co będzie potem. Jak wszystko pójdzie z planem i zabiję Dess?
- Będziesz mi nadal potrzebny, twoja armia. Jako członek Zakonu nie mogę posiadać czegoś takiego jak armia…
- Moja armia? – Uniósł brwi przyglądając się szatynowi. – Moja armia służy tylko mi. Nie przyjmie rozkazów od nikogo innego.
- Dlatego również ty mój drogi przyjacielu będziesz mi potrzebny.
- Przyjacielu? – Prychnął Vigo odwracając się tyłem do szatyna. Spojrzał przelotnie na Rah. – Nigdy nim nie byłeś. – Podszedł nieśpiesznym krokiem do okna. – Do czego będą ci potrzebni moi ludzie? Czyż po zabiciu Dess, nie osiągniesz celu? Nie posiądziesz władzę, o jakiej tak marzysz? – Spojrzał katem oka, na Rerona.
- Zniszczę Zakon i wszystko, co z nim związane. Zniszczę bogów i to ja będę bogiem.
- Na Harota! Bluźnisz. – Wykrzyknął Vigo zirytowany.
- Nadal bogobojny? – Uśmiechnął się chytrze szatyn. – Jak zabijesz Dess. Posiądę tajniki bóstw i sam się nim stanę. We mnie też będziesz musiał wierzyć i mnie wyznawać Vigo. Czyż to nie piękna perspektywa?
- Będziesz miał problem z Klanami. Zwłaszcza z Pasha i Meringell. Oni prędzej umrą niż zaczną cię wyznawać. A jest ich o wiele więcej niż ci się zdaje.
- Zabawny jesteś Vigo. Nie domyślasz się, po co mi twoi ludzie? Spełnię ich życzenie. Umrą w starej wierze…
- Wszyscy?
- Kobiety i dzieci też. Jeśli o to pytasz. – Uśmiechnął się Reron. Vigo odwrócił się ze spokojnym wyrazem twarzy do mężczyzny.
- Nie pozwolę ci jej zabić. – Powiedział lodowato. Szatyn roześmiał się w głos.
- Ta suka Hera nigdy cię nie pokocha. Ponieważ jesteś zdrajcą. Ale jeśli ci tak bardzo na niej zależy… To niech będzie twoja. Zrób z nią, co chcesz, ale jak ci się znudzi. Zabij ją. Samice. – Prychnął z niesmakiem. – One służą tylko do przedłużenia gatunku. Nic niewarte naczynia rozrodu. Nie mam pojęcia, co ci się w niej podoba. – Vigo milczał wpatrując się lodowato w zielone oczy szatyna. – A może zrezygnujesz z tej suki na coś bardziej atrakcyjnego z mojego klanu?
- Nie chcę innej. – Warknął Vigo zaciskając pięści za plecami..
- Jeszcze nad tym się zastanów. Zgromadź wszystkie święte relikwie i zabij Dess. A zrobię cię mym wasalem, a Herę twą dziwką.
- Nie mów tak o niej…
- Muszę już wracać. Jeszcze się spotkamy Vigo i porozmawiamy o tym. Daj znać jak zdobędziesz relikwie.
- Brakuje mi tylko Kuszy i Tarczy. Mam Miecz i Zbroję. – Powiedział chłodno hamując wybuch agresji, który w nim narastał z każdą chwilą patrzenia na uczciwą twarz szatyna.
- Pamiętaj przyjacielu. Samice Cię zgubią. – Pokręcił głową i odwrócił się do wyjścia.
- Mówi to ten, który poślubia Samicę jak je określasz.
- Racja. Żenię się z Sererą, ten ślub pomoże mi zdobyć większą władzę i oczywiście przedłużę swoją linię. Nic więcej tylko czysty interes. Do zobaczenia Vigo. – Pożegnał się i wymaszerował dostojnym krokiem z komnaty. Vigo przez chwilę stał milcząc wpatrywał się w drzwi.
            Przestała czuć ból, jaki sprawiała jej magia Rah. Każde słowo Rerona raniło dotkliwiej niż magia. Zdradził jej uczucia. Uważał ją za przedmiot, a ona go tak kochała. Dlaczego na Beliara musiała to oglądać? Dlaczego to jej pokazał? Wolała już żyć w słodkiej nieświadomości, jaką był miły i wyrozumiały Reron. Ten mężczyzna nie był tym, za kogo uważała swoją miłość.
            Nawet nie zauważyła, że czar przestał działać i się osunęła na kolana. Łzy ciekły jej po policzkach. Zdradził. To Reron zdradził. Nie mogła w to uwierzyć…
            Vigo ukucnął naprzeciwko dziewczyny. Złapał za podbródek i spojrzał w jej nieobecne oczy. Ścisnął ramię pomagając wstać. Syknęła z bólu.
- Rah! – Spojrzał wściekły na sługę.
- Ma magia sprawia ból. – Odpowiedział spokojnie blondyn.
- Tak wiem o tym. – Westchnął podirytowany Vigo. – Właśnie taki jest Reron, czy to ci wystarczy…?
- Zabieraj te brudne łapska ode mnie! – Wychrypiała jak najgłośniej potrafiła. Odsuwając się i patrząc na czerwonowłosego z odrazą i potępieniem.
- Jak chcesz. – Odpowiedział chłodno Vigo. – Odprowadź ją do celi. Masz się u mnie wstawić jak wypełnisz to zadanie. – Dodał i wyszedł z trzaskiem drzwi. Pozostawiając Rah i Herę samych.
- Ostrzegałem, że będzie boleć. Reron dąży do celu po trupach. Jak stanie mu na drodze, spróbuje zabić nawet Lorda Vigo. Jednak ten robak nie docenia mego pana.
-Nie znasz Rerona. On włada potężną magią… A ten zdrajca…
- Mój pan nie jest zdrajcą, ani też wyrzutkiem. A ty będziesz błagać, by wśliznąć się do jego łoża.
- Nigdy! Prędzej umrę! – Krzyknęła.
- To nie takie łatwe jak myślisz. Jeszcze się przekonasz, że będziesz go błagała. Dasz początek nowemu klanowi, ale najpierw będziesz błagać. – Uśmiechnął się kącikami ust prowadząc dziewczynę.
- Nigdy nie będę rodzić mu dzieci! Nigdy z nim nie będę! Bogowie na to nie pozwolą!
- Będzie jak powiedziałem. – Zaczął się śmiać. Hera poczuła zimne dreszcze na dźwięk śmiechu blondyna. Jeszcze nigdy nie słyszała tak upiornego śmiechu. – No już wchodź. – Wepchnął różowowłosą do celi i zamknął za nią drzwi.
Uśmiechnął się do siebie i spojrzał na dalej leżącą celę Nery. Zadanie, które dostał już dobiegało końca. Vigo się załamał i zapewne zrezygnuje z dziewczyny. Pochwycili tą, którą nakazał mu sam Adanos. A teraz mógł się zabawić czyimś kosztem.
Otworzył drzwi celi i spojrzał na czerwonowłosą walącą pięściami owiniętymi w skrawek materiału w ścianę swojego więzienia. Spojrzała na niego niechętnie.
- Jak widzę nie poddajesz się. – Stwierdził opierając się o ścianę przy drzwiach.
- Co z moją siostrą? Zabiłeś ją jak kazał ci twój pan? – Zapytała sarkastycznie. – Nawet, jeśli. To i tak nie poddam się temu zdrajcy. Nic ze mnie nie wyciśnie. A twoje gierki też ci nie pomogą. – Stwierdziła posępnie, wyciągnęła sztylet zza pasa i rzuciła nim tuż obok Rah. – Zatrzymaj. Potrafię sobie poradzić i bez tego. – Oparła się o ścianę patrząc przymrużonymi oczami na blondyna. – No pochwal się. Sprawiło ci to przyjemność? Zabicie mojej siostry, hm? Ale ja byłam naiwna i głupia zdradzając ci, gdzie jest Jesta. Przecież ci ułatwiłam jej znalezienie, czyż nie?
- O tak. Ułatwiłaś mi jej znalezienie. I muszę przyznać, różnicie się. – Uśmiechnął się kącikiem ust, patrząc na bladą dziewczynę. – Nie zabiłem jej. Przysięgałem, czyż nie?
- To podstęp, tak? Zostałeś nasłany przez Vigo? Tak?
- Żeby Vigo o tym wiedział. – Uśmiechnął się. – Żeby ten chłopaczek wiedział, jakie są moje plany, już dawno byłbym hm. Martwy? O nie, martwy nie, on za miękki jest do zabijania. Pewnie by mnie wygnał.
- Więc jakie może mieć plany sługa?
- Nero, nie doceniasz mnie? – Uniósł brew i wyciągnął sztylet z ściany. – Muszę się was stąd pozbyć. A wiem, że Vigo tego nie uczyni, więc postanowiłem pomóc wam uciec. – Powiedział beztrosko bawiąc się sztyletem i nie zwracając uwagi na dziewczynę.
- Jak? – Zapytała mniej podejrzliwie. Spojrzał na nią znad sztyletu.
- Rozmawiałem z Jestą. Przybędzie tu za parę dni, a wtedy to się dokona. Nie będziecie mi przeszkadzać. – Stwierdził, na chwilę się uśmiechnął odsłaniając zęby. Ale zaraz ponownie stał się poważny. – Jest jeden warunek. O naszych rozmowach nikt nie ma prawa wiedzieć. Nikt. – Powiedział patrząc dziewczynie w oczy. – Inaczej was zabiję. Jak tego szczura. – Spojrzał na zwierzątko jedzące resztki z miski Nery. Pstryknął palcami, a szczur stanął w płomieniach i piszcząc przeraźliwie biegał w kółko. Nera zaskoczona patrzyła na zwierzę, padające martwe. Spojrzała ponownie na Rah, na którym przedstawienie, nie zrobiło wrażenia i z kamienną twarzą jej się przyglądał. – Mogę zaufać ci, że dotrzymasz danego słowa i nic nie powiesz o naszych konwersacjach nikomu?
            Nie mogąc wykrztusić z siebie słowa skinęła głową. Uśmiechnął się wyniośle i wyszedł zamykając celę. Czy on wie, jakiego uroku dodaje mu uśmiech? Przemknęło przez myśl dziewczynie. Potrząsnęła głową w niedowierzaniu, że o tym pomyślała. Spojrzała na drzwi celi i wsłuchała się w kroki blondyna. Nie chodził jak sługa, tandetnie próbował udawać. Jego krok był pewne siebie jak osoby wysoko urodzonej. Kim był ten człowiek? Jakie są jego plany? Dlaczego jej pomaga? Takie pytania kłębiły się w jej głowie.


            Otworzył drzwi wchodząc do gabinetu Vigo. Koperta od Rerona z wiadomością nadal leżała na biurku. A Lord stał tam, gdzie poprzednio. Zamyślony patrzył przez okno na dziedziniec.
- Panie. – Skłonił się jak zawsze i spojrzał na czerwonowłosego. – Chciałeś ze mną pomówić.
- Chcę przejąć władzę, nie oddam tylu istnień dla tego szaleńca. Wszystko musi się zmienić. – Powiedział nie patrząc na blondyna. – Koniec z bogami. Zostanie tylko jeden liczący się bóg. Ten, który podarował mi ten dar. – Westchnął znużony. – Klasztor nie rozumiał. Nie wierzył w to, co odkryłem. Tak, nie chciał zrozumieć. Dlatego mnie okrzyknęli zdrajcą bogów i wygnali. Niech tak będzie zostanę zdrajcą bogów, którzy nigdy mi nie pomogli. Rah. – Spojrzał na stojącego i słuchającego z uwagą sługę. – Dzięki tobie odkryłem, co ze sobą zrobić. To ty mi dałeś światło i nową wiarę, którą do tej pory odrzucałem. – Uśmiechnął się do blondyna. – Miałeś rację. Adanos jest jedynym prawdziwym bogiem, chcącym sprawiedliwości. Świat go odrzucił, a teraz przejrzą na oczy i ponownie uwierzą w Adanosa.
- Wiesz, że to znaczy…
- Wiem. Już mnie nie obchodzi. Wybrała jego, choć pokazałem, jaki on jest. Czego pragnie. Jeszcze ofiara, o której mi wspominałeś. Powiesz mi jak nadejdzie czas. Najpierw pozbądźmy się więźniów, już nie są mi potrzebni. – Stwierdził.
- Zająłem się tym. Siostra Nery przybędzie za kilka dni. Będzie szybciej niż się spodziewałem. – Odparł Rah patrząc przez okno. – Będzie za 2 dni. – Dodał po chwili.
- Za trzy dni udamy się do świątyni. A za dwa powiesz mi, jaka ma być ta ofiara dla Adanosa. – Przymknął na chwilę oczy. – Nie ma odwrotu. – Warknął. – Wytępię takie robactwo jak Wysoka Rada Starszych Zakonu i Reron. A teraz chcę być sam. – Ponownie skupił się na widoku za oknem.
- Jak sobie życzysz panie. – Odparł Rah skłaniając się i ruszając do wyjścia. – Cieszę się, że jednak wybrałeś trzecie wyjście. Adanos bardzo jest szczęśliwy z twojego wyboru. – Pomyślał wychodząc z komnaty. – Dokonało się mój panie. Tak jak przewidziałeś…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz