Rozdział drugi "Pokonana przez najgorszego kadeta"


 Nie wiedziała ile już minęło dni, czy też godzin. W takim miejscu czas stoi. Kilka razy próbowała zdjąć obrożę, jednak bez powodzenia.
Codziennie dostawała posiłek. Musiała jeść by mieć siłę. Myślała, że strażnik przyniósł danie, gdyż była bardzo głodna, jednak on obrzucił ją dziwnym spojrzeniem i rozkazał.
- Idziemy!
Dziewczyna podniosła się i wojowniczo spojrzała na strażnika, który skuł jej ręce w kajdany i pociągnął za sobą. Korytarz był tak wąski, że z łatwością mogła zajrzeć do cel. Większość była pusta. Jednak w jednej dostrzegła dowód na to, że Vigo nie kłamał.
- HERA! – Krzyknęła przerażona prawdomównością zdrajcy. Patrzyła jak jej przyjaciółka podnosi się i chwiejnie podchodzi do okienka w drzwiach. – Jak się czujesz? Co ci zrobił? – Zapytała.
- Miał rację… - Szepnęła jakby nie do niej. - Nigdy mnie nie zaakceptują… Może powinnam oddać mu tą tarczę… To nie ma już znaczenia…- Spojrzała w oczy przyjaciółce.
- Hera, gdzie twoja wola walki?! – krzyknęła karcąco Nera. - Nie poddawaj się! Wyciągnę nas stąd… Przekonasz się! – Przyrzekła.
- Rusz się. – Warknął strażnik.
- Nie mów, gdzie jest tarcza. Coś wymyślę by nas uwolnić… - Powiedziała patrząc przyjaciółce w oczy. – Przecież idę! – Warknęła w stronę mężczyzny. – Powiedział prawdę… Cholera… Powiedział prawdę…
- Nera! - Usłyszała swoje imię, spojrzała na celę, którą właśnie mijała.- Powiedziałam gdzie jest kusza… Mam dość… - Usłyszała cichutkie łkanie. - Ale nie dostanie jej… Jest w świątyni Adanosa… - Dodała pewniejszym głosem.
-Vera, to ty…?! - Spytała Nera widząc błękitnowłosą dziewczynę w środku celi. - Trzymaj się, coś wymyślę… I nas wszystkie uratuję… - powiedziała, a strażnik zdenerwowany przystawaniem, popchnął ją by szła. Przy drzwiach stał inny żołnierz, który ją przejął. Teraz szła pierwsza popychana w stronę, w którą ma iść. Nie zwracała uwagi na duży korytarz pięknie ozdobiony łukami i obrazami widoków gór. Stąpali po miękkich czerwonych dywanach. Mijali inne korytarze równie piękne jak poprzednie zdobione kolumnami podtrzymującymi dach. Weszli po granitowych szerokich na pięć metrów schodach by minąć kolejne piętra z pięknymi salonami. Minęli balkon z widokiem na góry Fashbeer i las Anos.
Stanęli dopiero przed dwuskrzydłowymi drzwiami, których strzegli dwaj strażnicy. Strażnik, który ją prowadził powiedział coś pozostałym i wepchnął dziewczynę do środka pomieszczenia.
Komnata nie była tak duża jak się spodziewała. Po środku stał wielki stół zastawiony jedzeniem. Pociekła jej ślinka na ten widok. Tak dawno nie jadła porządnego posiłku… Rozejrzała się po komnacie. Jasno oświetlona komnata była przez ogromne okna otaczające całe pomieszczenie z dachem włącznie.
Usłyszała jak drzwi się ponownie otwierają i spojrzała na wchodzącego Vigo.
- Możesz odejść. – Zwrócił się do strażnika. Mężczyzna ukłonił się i wyszedł z komnaty. Zostali sami. Zmrużyła oczy, patrząc na niego. Kiedyś był dla niej jak brat, ale teraz był nikim więcej jak…
- Zdrajcą, jesteś zdrajcą Vigo - warknęła.
- Nie uważasz, że to się robi nieco nudne? – zapytał uśmiechając się szeroko. Złapał ją za podbródek i przymykając powieki patrzył w jej zmrużone. W jej ciemnych oczach szalały płomienie wściekłości, nawet kilka dni o chlebie i wodzie nie zmiękczyły jej. - Siostrzyczko powiedz mi jak posługiwać się mieczem? A cię wypuszczę.
- Na pewno nie… - Warknęła i zerknęła na wchodzącego mężczyznę.
Blond włosy były proste i sięgały niedużo za ramiona. Miał na sobie czarne, skórzane, dopasowane spodnie i białą koszulę rozpiętą pod szyją. Na rękawie koszuli miał wyszyty herb rodziny Vigo. Był niewiarygodnie przystojny, przez co Nera zapomniała przez chwilę, gdzie jest. Jednak oczy miał bardzo dziwne. Lewe było błękitne, a prawe czerwone osłonięte czymś, co miało przypominać maskę. Na czerwonym płótnie, który niósł leżał jej miecz. Na nadgarstkach miał srebrne bransolety zdobione w dziwne runy.
- Panie – zwrócił się do Vigo, ukłonił się, a jego blond włosy spłynęły mu na twarz. Wyprostował się i podał broń leżącą na płótnie.
- Dziękuję, Rah – powiedział Vigo biorąc miecz do ręki. - Jest piękna, nieprawdaż Nero?
- Jest moja! - krzyknęła chcąc, wyrwać broń z ręki Vigo.
Jęknęła, gdy fala bólu przeszyła jej ciało, padła na ziemię. Wściekła na siebie zaczęła się podnosić. Vigo przytknął jej ostrze do gardła, uśmiechając się szeroko.
- Mam drobną przewagę nad tobą. - Zaśmiał się, gestem ręki przywołując Rah. Służący podszedł z płótnem, na które Vigo odłożył miecz. – Może coś zjesz? – Zaproponował wskazując na stół zastawiony potrawami , wokół którego ustawiono krzesła.
- Czego chcesz?! – warknęła stojąc w miejscu i patrząc jak mężczyzna podchodzi do stołu, i odwraca się do niej z ironicznym uśmiechem. Służący też stał w miejscu obserwując swego pana.
Nera widząc to, zrobiła kilka kroków w stronę blondyna i szybkim ruchem zabrała broń z płótna. Rah spojrzał na nią badawczo i odsunął się na bok, jednak nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Czerwonowłosy uśmiechnął się sięgając po swoją broń, której ostrze było krwisto czerwone. Patrząc wyniośle na dziewczynę zwrócił się do służącego.
- Rah, zdejmij obrożę Nerze. – Blondyn skinął głową, przerzucił płótno przez ramię i podszedł do dziewczyny. Dotknął jednego miejsca na jej obroży, która wydając z siebie przenikliwy dźwięk opadła na ziemię.
- Nie masz szans. – Wyszeptał jej na ucho służący, taką tonacją, że przeszły ją ciarki. Uśmiechnął się kącikiem ust, podniósł obrożę i wrócił na swoje miejsce.
            Większej uwagi nie przywiązywała do słów Rah, skupiła się na Vigo. Odkąd pamięta zawsze był słabym szermierzem, a ona najlepsza w całym zakonie. Właśnie dlatego został jej przydzielony miecz do ochrony. Jednak nie widziała go od ośmiu lat, nie wie, czego się nauczył. Choć wydaje jej się, że i ona się dużo nauczyła przez te lata…
- Jak za dawnych czasów w klasztorze? – Zaproponował szeroko uśmiechając się pewny swej wygrany.
            Rzuciła się do ataku z mieczem. Na początku broń tylko mrowiła, ale zaraz sparaliżowała i wypadła z ręki. Ostrze broni Vigo przytknęło się ponownie do jej gardła. Skompromitowana stała i patrzyła w rozbawione, zielone oczy Vigo. Bez bransolet nie miała szans utrzymać miecza w rękach. Choć wiele ćwiczyła by uodpornić się na magiczny ból, ale za każdym razem, gdy już się przyzwyczaiła do napięcia ono wzrastało. Jeszcze bardziej wściekła się patrząc w oczy najgorszego kadeta w klasztorze. Upokorzyła się, a to było nie wybaczalne.
- Ciebie także razi, co?
- Gdzie są bransolety to ci pokarzę jak się walczy…- warknęła, cofnęła się o krok, gdy miecz zaczął ciąć jej skórę na szyi.
- Bransolety…? Hm… - Zastanowił się, uśmiechając tajemniczo podszedł do blondyna. Nera podniosła miecz i odwróciła się przodem do Vigo. Ten przez chwilę rozmawiał ze służącym.
- Tym razem nie wypuszczę… - Pomyślała, przyglądając się mężczyznom. Blondyn skinął głową i ściągnął z nadgarstków srebrne bransolety, podał je swojemu panu. Vigo odwrócił się w stronę Nery i rzucił nimi w nią. Nie złapała je i upadły pod jej stopami.
- Pragnę sprawdzić jak silna jesteś po opuszczeniu klasztoru siostrzyczko. – Stwierdził poważnym tonem. Po komnacie rozległ się charakterystyczny dźwięk zapinanych bransolet. Nera uśmiechnęła się dumnie i patrząc na Vigo przygotowała się do walki. – To te bransolety bronią cię przed magią miecza… - Stwierdził zerkając na Rah. Przygotował broń do walki przyjrzał się ostrzu broni Nery, które ze złocistej zmieniło barwę na czerwoną.
Zaatakowała, zablokował atak. Zaraz kontratakował, a dziewczyna uskoczyła. Odbijając się od podłogi ponownie zaatakowała. Miecze się skrzyżowały. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy i odskoczyli. Następny atak, jaki wykonał zaskoczył nieco Nerę. Był szybszy niż jej się wcześniej wydawało. Gdyby nie zdążyła odskoczyć, ta rana na boku nie byłaby płytka. Zaatakowała jednak ani razu nie udało jej się, choć dosięgnąć go by zranić. Za to on kilka razy ją ranił. To było upokarzające, dla tak świetnego szermierza, jakim była.
– Czas kończyć tę zabawę. – Stwierdził i jednym szybkim ruchem pozbawił Nerę broni. Zaskoczona tym nie zareagowała od razu na przystawione ostrze do jej szyi. – Słabiutko. – Mruknął jego ostrze zeszło niżej rozcięło bluzkę odsłaniając śniade ramię. – Rah obroża. – Zwrócił się do blondyna, który podszedł do czerwonowłosej z obrożą. Gdy chciał jej założyć, chwyciła jego rękę i spojrzała w oczy. Poczuła dziwny dreszcz patrząc w chłodne spojrzenie mężczyzny. Jednak blondyna nie zaskoczyła ta reakcja, patrzył na nią.
Vigo westchnął chowając broń. Spojrzał na rozgrywającą się walkę spojrzeń. Rah jak zawsze opanowany nie okazywał żadnych emocji, za to Nera kipiała z wściekłości.
Nagle jęknęła nie puszczając ręki blondyna. Ból się nasilił i uklęknęła jednocześnie puszczając Rah. Mężczyzna spojrzał na dziewczynę, założył jej obrożę i ściągnął bransolety.
- Do celi z nią – powiedział Vigo. - Zaprowadź ją tam osobiście. Coś mi się wydaje, że może nieźle poturbować moich strażników. – Blondyn posłusznie skinął głową i wyprowadził Nerę z komnaty. Gdy pozostał sam podniósł miecz i ułożył na czerwonym płótnie. – Zatem dzięki bransoletom unika magii miecza. Teraz jeszcze tarcza i kusza. A wtedy pokonam Dess. – Uśmiechnął się patrząc na zbroję stojącą niedaleko. Zadowolony usiadł do posiłku.


Została wepchnięta do celi przez blondyna, który nie odzywał się całą drogę. Spojrzała na niego z pogardą. Odwzajemnił jej równie pogardliwym uśmiechem.
- Mówiłem, że nie masz szans – powiedział, patrząc dziewczynie w oczy. Wyciągnął za pasa nóż i rzucił jej. Ostrze wbiło się w siennik. Zaskoczył ją ten gest, podniosła wzrok z noża na Rah. – Możesz spróbować uciekać, więc to do pomocy. – Zaśmiał się z jej miny i zamknął celę. Na dźwięk tego głosu przeszły ją ciarki.
- Dlaczego?! – zapytała, patrząc przez kratkę w drzwiach na plecy służącego Vigo.
- Powiedzmy, że mam swój cel w tym wszystkim. Ukryj go na razie, będziesz wiedziała, kiedy użyć – dodał, odchodząc.
Skierował się do sali, w której miał być Vigo. Uśmiechnął się do siebie i wszedł do komnaty. Skłonił się służalczo.
- Zrobiłem tak, jak chciałeś.
- A bransolety? - zapytał Vigo wstając od stołu.
- Tu. – Pokazał nadgarstki. – A teraz co?
- Hm… Musimy się dowiedzieć gdzie jest tarcza. Kusza wiem gdzie znajduje się… - Potarł podbródek.
- Chcesz by uciekły? – Uniósł brew blondyn przyglądając się Vigo.
- Tak. A ty im w tym pomożesz i doprowadzisz mnie do tarczy – stwierdził, chytrze się uśmiechając.
Następnie podał miecz Rah.
- Zapieczętuj miecz by nie mogła go używać. By był ci posłuszny i nikomu więcej… Tak jak obiecałem oddaję ci go.
- Nie zaufają mi… - stwierdził Rah, przypinając sobie miecz do pasa.
- Wiem. – Uśmiechnął się przebiegle. – A także wiem, kto tobie zaufa. To kochliwa Siostra… – Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Jak ją zwą? – zapytał blondyn, uważnie obserwując Vigo.
- Jesta. Jest rodzoną siostrą Nery – odparł Vigo. – Nie należy do przymierza, nie była szkolona do ostrożności, więc powinno ci pójść z nią łatwo.
- Rozumiem.
- Ale uważaj ma dar. Uważaj na jej dotyk, musisz mnie zdradzić tak bym był zaskoczony, by się nie domyśliła tego spisku. By myślała, że twoje intencje są prawdziwe.
- Będę uważał. Niezwłocznie wyruszę. - Skłonił się i wyszedł. Ponownie tego dnia odwiedził lochy i celę Nery. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Dziewczyna zaskoczona odstawiła miskę z polewką i czujnie się przyglądała mężczyźnie. Nie uśmiechał się, a przybrał wyraz twarzy zaniepokojony, spojrzał w oczy dziewczyny. – Słuchaj uważnie. Jedna z sióstr jest zagrożona. - Powiedział dość opanowanym, a jednak udając lekko drżący głos.
- I co z tego? Poradzi sobie. – Odpowiedziała pewna siebie, nie zdradzając emocji, które wywołało u niej zaniepokojenie.
Rah wiedział, że dostał trudne zadanie, ale właśnie to mu się w nim podobało. Przekonać zarozumiałą wojowniczkę? Spowodować by się zaniepokoiła i zaczęła się bać jego Pana? Trudne? Nie, dostawał trudniejsze zadania…
- Ja mam ją zabić. – Powiedział patrząc dziewczynie prosto w oczy. - Tym mieczem. – Wskazał miecz, który teraz należał do niego, a wcześniej do niej. Obserwował jej reakcję. – Mam zabić nie, jaką Jeste. Pan powiedział, że to twoja siostra… - Dodał powstrzymując się od uśmiechu widząc zaniepokojenie Nery.
- Nie zrobisz tego! – Krzyknęła wyciągnęła schowany nóż. – Prędzej cię zabiję! - Rzuciła się na niego z wyciągniętą bronią. Złapał jej rękę i wyszarpnął nóż rzucając nim w ścianę. Wściekł się, myślał, że była inteligentniejsza, a tym czasem okazała się głupia. Nie pomyślała zanim go zaatakowała.
- Nie po to dawałem ci nóż byś mnie atakowała! Powiedziałem, że mam rozkaz ją zabić! Nie schodziłbym tu, gdybym miał zamiar to zrobić! – Warknął wściekły.
- To pewnie jeden z pomysłów Vigo! – Odwarknęła wyzywająco patrząc w oczy mężczyzny.
- Aleś ty tępa. – Stwierdził zirytowany odepchnął dziewczynę, tak, że upadła. – Może Vigo ma rację, że broń jest w twoich rękach niechroniona. – Skrytykował.
- Czego na Beliara chcesz?! - Warknęła podnosząc się. Skrzywił się z niesmakiem słysząc imię boga.
- Uwolnić cię głupia. Jednak muszę to zrobić tak by Vigo niczego nie podejrzewał. Nie może wiedzieć, że to ja zdradziłem. Powiedział, że złamie cię jak zobaczysz głowę siostry. – powiedział. – Skoro nie chcesz mojej pomocy to wykonam rozkaz. Choć nie chciałbym patrzeć jak cierpisz z utraty jednej z sióstr. Wiem, że jest ci bliska…
- To moja siostra. - Odpowiedziała zawstydzona głupotą, spuściła wzrok. – Proszę… Błagam nie zabijaj jej…
- Nie chcesz mojej pomocy… - Stwierdził poważnie patrząc z wyższością na dziewczynę.
- Chcę, ale nie ufam Ci… Zresztą jak chcesz mnie uwolnić by Vigo się tego nie dowiedział? – Ponownie spojrzała nie ufnie na Rah.
- Potrzebuję pomocy z zewnątrz. Dlatego chcę odnaleźć Jeste. Sądzę, że mi pomoże w uwolnieniu ciebie i pozostałych…
- Jest w mieście Jostem. Błagam nie zabijaj jej! – W jej oczach ukazały się łzy. Głupia! Właśnie skazała swoja siostrę na śmierć, gdyby miał inny rozkaz od Vigo…
- Nie zabiję jej. Przysięgam. - Położył pięść na sercu składając przysięgę. Wyszedł z celi i skierował swe kroki na dziedziniec, gdzie czekał na niego biały rumak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz