Rozdział pierwszy "Złapana"

Wtargnęła do obozu, składającego się z kilku wozów z niewolnikami. Bezszelestnie zakradła się od tyłu do wartownika. Skręciła mężczyźnie kark jednym szybkim ruchem rąk. Pozostawiając trupa za jednym z wozów, zabrała jego długi nóż. Z wyciągniętą bronią ruszyła ostrożnie w stronę, jak się wydawało, wozu właściciela karawany.
Ostatnim razem, gdy widziała ten wóz, została okradziona z bardzo cennej dla niej rzeczy. Teraz zamierzała to odzyskać nim ten złodziej sprzeda nieodpowiedniej osobie. Weszła po schodkach, które zaskrzypiały pod jej ciężarem. Rozejrzała się czujnie czy nikt tego nie usłyszał. Wtedy dopiero usłyszała rozmowę dobiegającą z wozu, wytężyła słuch.
- Jak to uciekła?! – Usłyszała donośny, męski głos, dość znajomo brzmiał, zwłaszcza, że był niezadowolony.
- Nie wiem jak do tego mogło dojść… – Tłumaczył się chrapliwy głos innego mężczyzny.
            Była pewna, że mówią o niej. Uciekła łowcom niewolników, gdy zaatakowali ją nocą. Uleczenie ciała z trucizny zajęło jej cały poprzedni dzień. Nadal nie była w pełni sił i na dodatek musiała odzyskać artefakt, który jej skradli podczas ataku.
Zajrzała przez małe okienko w drzwiach. Barakowoz był ciasny i zagracony. Mała lampa naftowa dawała niewiele światła, ale jej tyle wystarczyło by dojrzeć plecy dobrze zbudowanego mężczyzny o długich, związanych w kucyk, czerwonych włosach. Miał na sobie elegancki surdut koloru zielonego, czarne spodnie i buty do jazdy konnej. Rozpoznała go od razu.
- No to pięknie. – Pomyślała, a zauważając odwracającego się w stronę drzwi mężczyznę, zeskoczyła ze schodków i wturlała się pod wóz. Chwilę później drzwi się otworzyły, a na ziemi pojawił się długi cień. Pod ciężarem mężczyzny drewniane schodki jęknęły.
- Musicie ją złapać! – Rozkazał wściekłym głosem. Tak jak go zapamiętała, nigdy nie umiał ukryć złości i irytacji. Odwrócił się w stronę wejścia. - Tylko ona wie jak władać tym mieczem. Ja go nie mogę dotknąć, ale przyprowadzę ze sobą kogoś, kto zna tę broń. Pilnuj go, Obleh, spotkamy się za dwa dni w Przystani Niewolników i do tego czasu masz mi ją żywą sprowadzić... – Zagroził, odwrócił się na pięcie i zniknął pomiędzy wozami.
- Jak sobie życzysz, Panie. – Wychrypiał mężczyzna, zatrzasnął drzwi, klnąc pod nosem. Wyczołgała się spod wozu, sprawdzając czy nikogo nie ma. Weszła po stopniach lekko stąpając po nich by nie wydały żadnego dźwięku. Uchyliła drzwi, które najwyraźniej były dobrze naoliwione, bo nie zaskrzypiały. Wyciągnęła za pasa nóż, wchodząc do środka. Otyły mężczyzna z łysinką na czubku głowy polerował miecz o złotej rękojeści. Jej miecz!
- Za te cacko bym dostał więcej od kogoś innego. Ale jego nie da się oszukać. – Burczał niezadowolony Obleh. Uśmiechnęła się pod nosem, przykładając nóż do gardła zaskoczonemu mężczyźnie, który zamarł w bezruchu.
- Oddaj miecz i srebrne bransolety… - Warknęła cicho na ucho. Poczuła przeszywający ból w kręgosłupie. Odwróciła się z zamachem by ciąć nieprzyjaciela. Czerwono włosy mężczyzna stał w drzwiach z ironicznym uśmiechem na twarzy. Dzieliła ich niewielka odległość, jednak nóż nie dosięgnął celu. A ból przybrał na sile, wypuściła nóż, sycząc. Spojrzała w przystojną twarz mężczyzny i wyszeptała tłumiąc krzyk. – Vigo... Ty zdrajco! – Krzyknęła, tracąc przytomność.
- Cieszę się, że do nas dołączyłaś, siostro. - Uśmiechnął się szeroko, odsłaniając białe ząbki. Zerknął na idącego mężczyznę w skórze. Był wysoki na dwa metry o zarówno ciemnych oczach jak i włosach, nie równo obstrzyżonych. Strażnik przez ramię miał przerzuconą niebieskowłosą, nieprzytomną dziewczynę.
- Panie, złapaliśmy tę drugą. – Zakomenderował czarnowłosy mężczyzna.
- Wspaniale. - Jego zielone oczy błysnęły, patrząc na dziewczynę. - To mam już całe przymierze… Twoja zapłata, Obleh. - Rzucił mieszek dla grubego mężczyzny. – Reszta w Przystani Niewolników.
- Dzięki za szczodrość, Panie. – Uśmiechnął się szeroko, odsłaniając przy tym zepsute zęby. Wysypał monety z woreczka i zaczął przeliczać.
Vigo podniósł czerwonowłosą dziewczynę i wyszedł razem ze swoim sługą.
- Jedziemy do pałacu, Xavarosie. - Powiedział przerzucając przez konia dziewczynę i wsiadając na niego.


Świadomość wróciła i poczuła mrowienia w każdej części ciała. Otworzyła powoli oczy i poczekała, aż przyzwyczaiły się do półmroku. Leżała na wilgotnej, kamiennej podłodze. Usiadła, rozglądając się po pomieszczeniu, w którym była. Było obskurne i zbudowane z kamienia. Na ścianach gdzieniegdzie znajdował się mech, pleśń, siennik służący do spania i wiaderko na nieczystości, jak się domyśliła. Loch, a dokładniej cela w lochach. Poczuła, że ktoś ją obserwuje. Skrzywiła się z niesmakiem.
- Gdzie ja na Beliara jestem?! – Zapytała sama siebie, patrząc na drewniane drzwi. Czuła na sobie jego spojrzenie, dobrze wiedziała, że to on. Odwróciła się. – Vigo. – Syknęła, przybierając postawę do ataku.
- Nera. – Skinął głową czerwono włosy, wychodząc z cienia. Opuścił ramiona, które wcześniej były skrzyżowane. Podszedł i stanął kilka kroków przed nią. Rzuciła się na niego i jęknęła, upadając tuż pod nogi Vigo, sparaliżowana bólem. – Siostro, bądź grzeczna. Ta obroża nie pozwoli ci na walkę ze mną. – Uśmiechnął się do dziewczyny.
- Nie jestem twoją siostrą! Zdrajco! - Krzyknęła wściekła, podnosząc się.
- Nie jestem zdrajcą. – Odpowiedział nad wyraz spokojnie. Zaklaskał w dłonie, a do celi wszedł strażnik z posiłkiem. – Zjedz lepiej. Musisz mieć siłę by pokazać, jak posługiwać się Mieczem Cierpienia. - Wyszedł za strażnikiem. Na chwilę zatrzymał się w drzwiach i spojrzał na nią. - Mam twoje przyjaciółki Verę i Herę. Dlatego, jeśli chcesz by były żywe, nie próbuj uciekać. – Dodał, zamykając za sobą drzwi, w które dziewczyna rzuciła z bezradności miską z posiłkiem.
- No to ładnie. - Westchnęła i pokręciła głową. – Ale i tak nie pokażę mu, jak się posługiwać mieczem. Przyrzekam na Harota! – Warknęła, mrużąc oczy.


Vigo zadowolony z siebie wszedł do innej celi. Ukazał mu się komiczny widok. Dziewczyna miotająca się po całej celi, usiłowała zdjąć srebrzystą obrożę, na której nie było zapięcia. W pewnej chwili, zauważyła go i z szeroko otwartymi, brązowymi oczami, cofnęła się do tyłu. Miała na sobie długą, zniszczoną walką białą, welurową suknię. Długie różowe włosy w nieładzie opadały na jej ramiona i okalały drobną twarz. Jasna cera dziewczyny, wydawała się trupio biała w tym świetle. Nawet w takim stanie była piękna.
- Czego chcesz, Zdrajco?! – Spytała, patrząc na niego swymi ciemnobrązowymi oczami.
- Gdzie tarcza? – Zapytał, podchodząc do niej. Chwycił jej podbródek i przyciągnął jej twarz do swojej. Dziewczyna zmrużyła groźnie oczy i jej twarz wykrzywił wyraz pogardy.
- Nigdy tobie tego nie zdradzę! – Krzyknęła, wyrywając podbródek i spróbowała uciec od niego. Chwycił ją za ramię i przyciągnął do siebie, a na jego twarzy zawitał szeroki uśmiech, nie wróżący nic dobrego.
- Jak zawsze wojownicza, co Hero? Chcesz wziąć kąpiel? Wiem, że pragniesz jej… - Kpiąco patrzył jej w oczy.
- Od ciebie nic nie chcę! Zdrajco! - Warknęła przyciśnięta do niego, pozbawiona najmniejszego ruchu. - Puszczaj mnie! – Krzyknęła, uwolniła dłoń i chciała nią go uderzyć. Jęknęła czując ból, padła na ziemię, gdy Vigo ją puścił.
- No cóż. – Wzruszył ramionami, przykucnął przy niej. - Myślisz, że przyjmą cię do jego rodu? – Dziewczyna spoważniała i spojrzała w jego oczy. Widząc reakcję różowowłosej, uśmiechnął się. – Nie przyjmą Cię. Jesteś wyrzutkiem, nie zapominaj tego. Nigdy cię nie zaakceptują. A Reron nigdy na ciebie nie spojrzy. Ma już swoją partnerkę jest nią Serera… – Wymruczał.
- Kłamiesz! – Krzyknęła, a po policzkach popłynęły łzy. Dokładnie jak przewidział trafił w czuły punkt tej pięknej kobiety.
- To prawda. Siostrzyczko, pamiętaj, że droga do mego łoża stoi otworem…
- Nigdy! – Przerwała mu, a po jej policzkach popłynęły kolejne łzy. Vigo uśmiechnął się z politowaniem do dziewczyny.
- Jesteś żałosna. Odrzucać mnie dla tego nic nie wartego szczura. – Warknął, niezadowolony klasnął w dłonie. – Zjedz polewkę. I lepiej nie próbuj uciekać, bo inaczej zabiję twoje przyjaciółeczki. – Zagroził, a widząc jej niedowierzającą minę, dodał. – Siostrę Nerę i Siostrzyczkę Verę.
- Nera…? Schwytałeś Nerę?! – Spojrzała podejrzliwie na mężczyznę, na co ten się uśmiechnął.
- O tak. To było prostsze niż myślałem. Sama weszła mi w dłonie. – Zaśmiał się, wychodząc.
Drzwi trzasnęły. Różowa podbiegła do nich i szarpnęła. Była za słaba. Osunęła się na kolana przy nich i z bezradności zaczęła płakać.


Nienawidził odmowy, ale już tyle razy ją słyszał z ust tej kobiety. Kiedyś uda mu się ją przekonać, że jest stworzona dla niego. Znał ją od bardzo dawna, tak samo długo, jak pozostałe siostry, gdy stworzono Przymierze. Ostatnim więźniem, do którego postanowił wejść, była Vera, którą kilka lat temu skazał na niewolę. Dopiero teraz przestała walczyć i straciła sens życia – w końcu ją złamał. Właśnie o to mu chodziło. Teraz się dowie, gdzie ukryła relikt.
Strażnik otworzył dla niego drzwi celi. Na sienniku siedziała drobna dziewczyna, choć wyglądała na słabą wcale taka nie była. Błękitne włosy zasłaniały zwieszoną twarz. Nie drgnęła, słysząc jak drzwi się otwierają i jak ktoś wchodzi do środka. Uśmiechnął się do siebie, przez chwilę przyglądając się jej ubiorowi. Kawałek szmaty, który miał być czymś w rodzaju sukienki, nie zasłaniał licznych siniaków - niektóre z nich były fioletowe, inne już się goiły. Jednak nawet bicie nie pozbawiło ją uroku.
- Niewola cię złamała, Vero. – Stwierdził, nie odpowiedziała.
- Długo chcesz bym, tu została, panie? – Zapytała, nie unosząc głowy, a jej głos był cichy, bezbarwny.
- Panie… Jak to śmiesznie brzmi w twych ustach. – Przykucnął, uważnie obserwując jej reakcję. Nie odpowiedziała. Podniósł jej podbródek, tak by musiała spojrzeć w jego oczy. Jej twarz nadal miała delikatne rysy, nie zniszczone przez bicie. Przypomniały mu się treningi, z których razem wracali równie skatowani. Jej brązowe oczy się śmiały, choć narzekała, że wszystko ją boli. Teraz te same oczy były nieobecne. Tak, z pewnością tego dokonał, złamał jej ducha walki. Z troską starszego brata pogładził jej policzek. Uśmiechnął się do niej.
- Odpowiedz mi na pytanie. Gdzie ukryłaś Kuszę?
- W świątyni, panie. – Odpowiedziała posłusznie.
- W której świątyni?
- W świątyni Adanosa, panie. - Odpowiedziała, po krótkiej chwili ciszy. - Czym jeszcze mam służyć, panie? - Spytała tym samym tonem, nic nieznaczącego niewolnika.
- Pewnie ukryłaś ją tam przed wrzuceniem cię do niewoli. - Zastanowił się, puścił ją, a włosy ponownie zasłoniły jej twarz. W zamyśleniu potarł podbródek, patrząc przed siebie.
Świątynia Adanosa, to był problem. Jednak jak przeżyła spotkanie z bestią chroniącą wejścia?
– Powiadasz, że w świątyni Adanosa… Jak tam weszłaś? – Zapytał, przyglądając się milczącej dziewczynie. – Odpowiedz.
- Nie pamiętam, panie.
- No to cudownie… - Westchnął, kręcąc głową. Miał do dyspozycji jedynie miecz Nery, ale by jego plan się udał, potrzebował jeszcze kuszy i tarczy. Ale jedno i drugie było nie osiągalne. Musiał przekonać Herę do współpracy. A na razie pozostawi je w celach, by, choć trochę zmądrzały i poddały się. Odwrócił się na pięcie i wyszedł.
- Właśnie, dlatego tam ukryłam… Ja nie mam wstępu tak jak i ty. Bestia chroni kuszę… - Wyszeptała, a na kamienną posadzkę spadło kilka łez.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz